Morderca z młotem – Norbert Poehlke

W połowie lat osiemdziesiątych rejonem Ludwigsburga (Niemcy) wstrząsnęła seria kilku napadów na banki. Napadów tych dokonał mężczyzna posługujący się dwuręcznym młotem, który służył mu do tego, żeby rozbijać szyby w okienkach kas napadanych oddziałów, a ze zdarzeniami tymi powiązane były morderstwa. Szokiem dla społeczeństwa była wiadomość, która nieco później (choć jeszcze jeszcze w czasie dochodzenia) wyciekła do mediów – mianowicie o tym, kim był poszukiwany sprawca. 

Pierwszy napad

W dniu 3 maja 1984 roku około godziny 12:25 w miejscowości Erbstetten zamaskowany mężczyzna z dwuręcznym młotem w dłoniach wszedł do siedziby Volksbanku. Pracownica banku zdołała uruchomić alarm, zabezpieczyć sejf i schronić się w pomieszczeniu pomocniczym. Napastnik rozbił młotem szyby ochronne okienek kasowych, ukradł 4.800 marek i uciekł. Sam łup był mizerny, a przy tym sprawca skaleczył się przy rozbijaniu szyby, przez co na miejscu przestępstwa pozostawił ślady krwi.

Po zdarzeniu wspomniana pracownica opisała jego wygląd zewnętrzny (wiek około 35-40 lat, szczupłej budowy ciała, włosy koloru ciemny blond), a inni świadkowie opisali wygląd auta, którym odjechał. Było to białe bmw z tablicami z Aschaffenburga. Porzucony samochód został niebawem odnaleziony podczas zarządzonej blokady.

Mniej więcej w tym samym czasie na leśnym parkingu koło stacjonarnej linii zagęszczania osadów w Häldenmühle w pobliżu Marbach nad Neckarem znaleziono w krzakach ciało Siegfrieda P. Pochodził on z Aschaffenburga, a w tej okolicy podróżował służbowo. Jak ustalono, został on zamordowany na tym ustronnym parkingu strzałem z pistoletu w twarz w dniu 3 maja 1984 roku tuż przed 10 rano, a więc mniej więcej dwie i pół godziny przed napadem na bank. To do zamordowanego należało białe bmw, którym poruszał się napastnik.

Drugi napad

Następny napad miał miejsce po siedmiu miesiącach, 28 grudnia 1984 roku w Cleebronn. Tak jak poprzednio napastnik rozbił dwuręcznym młotem szybę okienka kasowego, przez wybitą dziurę wsunął do środka dłoń z pistoletem i zażądał wydania pieniędzy. Tym razem jego łup był obfitszy, gdyż wyniósł 79.000 marek. Świadkowie dodali do opisu zewnętrznego nowe szczegóły – napastnik miał dziwnie ustawioną stopę i kaczy chód. Samochód, którym się tym razem poruszał, miał tablice z Norymbergi.

Ponieważ modus operandi nie pozostawiał wątpliwości, że sprawcą jest ta sama osoba, która napadła na bank w Erbstetten, spodziewano się, że i tym razem przed napadem doszło do morderstwa. Przedsięwzięte poszukiwania w okolicy nie przyniosły rezultatu, jednak 30 grudnia 1984 roku na leśnym parkingu Rohrtäle koło Großbottwar odnaleziono ciało Anglika Eugene’a Richarda W. z Norymbergi, który również zginął od strzału z pistoletu w twarz. Jak ustalono, miało to miejsce 21 grudnia 1984 roku, a przerwa między tym morderstwem a napadem wynosiła sześć dni, ponieważ podjęta w dniu zabójstwa próba napadu na bank w Cleebronn przy użyciu należącego do ofiary zielonego volkswagena golfa przez przypadek nie doszła do skutku. Na miejscu zbrodni śledczy natrafili na bardzo cenny ślad – łuskę od naboju, z którego oddano strzał.

Trzeci napad

W dniu 22 lipca 1985 roku miała miejsce nieudana próba dokonania napadu na oddział Raiffeisenbanku w miejscowości Spiegelberg. Przed tym zdarzeniem policja powiadomiła pracowników okolicznych banków o sposobie działania napastnika i przeszkoliła ich, jak się mają w takich sytuacjach zachować. Szkolenie dało dobry efekt. Kierownik oddziału w porę zauważył mężczyznę z młotem w dłoni zbliżającego się do banku i ostrzegł swoich pracowników, którzy zdołali się ukryć przed napastnikiem. Ten, spłoszony alarmem, uciekł z miejsca przestępstwa bez łupu.

Kilka dni później na parkingu leśnym między Ilsfeld i Flein znaleziono zwłoki elektryka Wilfrieda S., również zastrzelonego strzałem w twarz. To właśnie jego czarnym volkswagenem golfem GTI morderca pojechał dokonać napadu na bank w Spiegelbergu.

Kim jest sprawca?

W sierpniu 1985 roku gazety doniosły, że morderca z młotem został zatrzymany. Miał nim być pewien młody policjant. Informacja ta szybko okazała się nieprawdziwa, ponieważ podejrzenia wobec zatrzymanego nie miały mocnych podstaw, jednak to właśnie wtedy opinia publiczna się dowiedziała, że choć tożsamość sprawcy nadal jest nieznana, to śledczy wiedzą, iż sprawca może być policjantem. Było to dla nich oczywiste od czasu przebadania łuski od naboju znalezionej na miejscu morderstwa powiązanego z drugim napadem. Podczas badań ustalono, że łuska pochodzi z pocisku wystrzelonego z pistoletu policyjnego. Nie oznaczało to, że sprawca na pewno jest policjantem, ale było to wysoce prawdopodobne. W związku z tym zarządzono badania balistyczne 12.000 pistoletów policyjnych z rejonów bliskich miejscom morderstw (wiadomo było, że czynności te zajmą kilka miesięcy). Oprócz tego wszystkim policjantom z placówek w tym rejonie nakazano poddanie się badaniom krwi, ponieważ śledczy dysponowali śladami krwi pozostawionymi przez sprawcę podczas pierwszego napadu.

Ujawnienie tych informacji spowodowało, że ludzie zaczęli się bać policji, np. tego, że padną ofiarą umundurowanego policjanta, który np. zatrzyma ich nagle pod byle pozorem, a następnie zastrzeli. Nie był to dobry punkt wyjścia do współdziałania władz ze społeczeństwem w celu schwytania sprawcy. Ludzie byli szczególnie podejrzliwi w stosunku do policjantów działających w pojedynkę.

Czwarty napad

W dniu 27 września 1985 roku dokonano napadu na oddział Raiffeisenbanku we wsi Rosenberg. Tym razem sprawca nie miał przy sobie młota, a do banku przyszedł na piechotę. Wszedł bez maski i dopiero w środku nasunął sobie na głowę kominiarkę, wyjął pistolet i zawołał: „To jest napad!”

Napastnik ukradł 11.000 marek, po czym uciekł autem jednego z klientów. Świadkowie bardzo dokładnie opisali wygląd napastnika, jednak nikt – ze względu na zupełnie odmienny sposób działania – nie połączył tego napadu z trzema wcześniejszymi.

Niepodjęty trop

W październiku 1985 roku, podczas akcji antyterrorystycznej, na dworcu kolejowym w Ludwigsburgu policja otworzyła i przeszukała skrytki na bagaż. W jednej z nich znaleziono mundur policyjny, kominiarkę oraz list zaadresowany do Norberta Poehlkego.

Grupa dochodzeniowa powołana dla rozwiązania sprawy mordercy z młotem przesłuchała Norberta Poehlkego, policjanta z jednostki z psami policyjnymi w Stuttgarcie. Przesłuchiwany wyjaśnił, że schował mundur w skrytce, ponieważ wybierał się na urodziny teściowej, a nie chciał się tam pojawić w mundurze. Wyjaśnień tych nie poddano należytej weryfikacji, a Poehlkego poproszono tylko o to, żeby udał się do szpitala celem oddania próbki krwi do badań. Poehlke jednak tego nie uczynił, a w pierwszym tygodniu października zgłosił, że jest chory, i nie pojawił się więcej w pracy.

W dniu 21 października 1985 funkcjonariusze komisji kryminalnej weszli do domu rodziny Poehlke. Nikogo z mieszkańców nie widziano od tygodnia, a matka Norberta Poehlkego złożyła zawiadomienie o jego zaginięciu. Od razu po wejściu do środka policjanci poczuli silny zapach rozkładającego się ciała. W łazience na parterze śledczy znaleźli zwłoki pani Poehlke. Została zabita strzałem w twarz. W pokoju na górze znaleziono zwłoki starszego syna, również zabitego strzałem w twarz.

Jak później ustalono, zbrodnie te miały miejsce 13 października 1985, czyli 8 dni przed wejściem policji do jego domu. Wtedy też, tj. bezpośrednio po zastrzeleniu żony i starszego syna, Norbert Poehlke zabrał z sobą młodszego syna na wycieczkę do Torre Canne we Włoszech. Tam przez kilka dni starał się zapewnić dziecku rozmaite atrakcje, po czym 22 października w samochodzie na plaży zastrzelił dziecko, a następnie siebie.

Droga do zbrodni

Norbert Poehlke pracował w policji od 1972 roku. W policji poznał swoją przyszłą żonę. Pobrali się, gdy mieli po 24 lata. Zamieszkali w kamienicy w Stuttgarcie, jednak po przyjściu na świat trzeciego dziecka mieszkanie okazało się za ciasne. Młode małżeństwo postanowiło wybudować własny dom w Strümpfelbach. Udało im się tego dokonać, ale kosztem ogromnych długów, nad którymi nie mogli zapanować. Z późniejszych ustaleń wynika, że po odliczeniu należności związanych z utrzymaniem majątku i obsługą zadłużenia rodzinie pozostawało na życie zaledwie 200 marek miesięcznie. Punkt zwrotny nastąpił w marcu 1984, gdy ich trzyletnia córeczka Cordula zmarła na guza mózgu. Poehlke był przeświadczony, że gdyby jego sytuacja finansowa nie była tak dramatyczna, stać by go było na opłacenie leczenia dziecka i choroba nie musiałaby się zakończyć zgonem. Dwa miesiące po tej tragedii Norbert Poehlke wstąpił na drogę zbrodni, która jego i całą jego rodzinę miała doprowadzić do zguby.

Copyright sprawykryminalne.pl

2 komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

  1. Paradoksem jest to, że wstąpił na drogę zbrodni po śmierci córki bo uważał że pieniądze by ją uratowaly a właśnie przez nie pozbawił życia najbliższe mu osoby…

%d bloggers like this: