Zabójca z manią wielkości

Ta sprawa kryminalna pełna jest zaskakujących wydarzeń i zwrotów akcji. Jest wyjątkowa także i z innych powodów: pokazuje, w jaki sposób śledczym udało się „podejść” podejrzanego i, uderzając w jego ambicję i chęć zyskania sławy, doprowadzić go do tego, żeby przyznał się do kilku morderstw.

 W Wielkim Kanionie

Jest 11 kwietnia 1993 roku. Tuż przed południem w biurze parkowym w Wielkim Kanionie zdenerwowany mężczyzna zgłasza wypadek. Informuje, że on i jego żona od czterech dni wędrowali przez skały Kanionu, a gdy dziś doszli do formacji Horseshoe Canyon, by tam odpocząć, on chciał zrobić kilka zdjęć. Ustawiał statyw, odwrócony plecami, nagle usłyszał jakiś odgłos i obejrzał się – żony już nie było. Opowiada, jak to natychmiast zaczął jej szukać, biegając wkoło w panice. W końcu ją dostrzegł – spadła, jak oszacował, mniej więcej 45 metrów w dół. Zszedł więc ostrożnie po skałach, a gdy wreszcie do niej dotarł, od razu zauważył, że nie żyje, mimo iż – przynajmniej na pierwszy rzut oka – nie miała żadnych ran prócz kilku zadrapań na twarzy.

Mężczyzna nazywa się Robert Spangler, a jego żona – Donna Spangler.

A więc wypadek

Strażnicy natychmiast udają się na miejsce wypadku, wezwana zostaje także policja. Robert musi opowiedzieć o przebiegu dnia i podać wszystkie okoliczności wypadku. Jego zeznanie notowane jest bardzo szczegółowo. Składając je, Robert jest kompletnie załamany i płacze; o żonie wypowiada się z czułością, a jego zeznanie robi wrażenie bardzo szczerego.

Funkcjonariusze biura szeryfa zgodnie z procedurą wszczynają śledztwo. Prócz samego Roberta nie ma innych świadków, ale nic w tym, co zaszło, nie budzi podejrzeń policji – Donna najwyraźniej straciła równowagę w jakimś niezabezpieczonym miejscu i spadła.

Miejscowy lekarz wystawia świadectwo zgonu z adnotacją, że śmierć Donny była wypadkiem. Śledztwo zostaje umorzone.

Telefon po roku

Mija rok, nadchodzi lato. Pewnego dnia śledczy Bruce Cornich z policji hrabstwa Coconino otrzymuje telefon. Dzwoni osoba z kręgu przyjaciół Donny i informuje o swoich podejrzeniach co do jej śmierci oraz o tym, że Nancy, pierwsza żona Roberta, zmarła w niewyjaśnionych okolicznościach.

Śledczy traktuje tę wskazówkę bardzo poważnie. Ściąga materiały na temat tego zdarzenia – i rzeczywiście trafia na dziwną sprawę.

Sprawa sprzed lat

Jest 30 grudnia 1978, Littleton, Colorado. Tu mieszkają Robert i Nancy Spengler wraz z dwójką swoich dzieci Susan (15) i Davidem (17).

Przed południem chłopak Susan przyjeżdża do swojej dziewczyny – telefonował do niej wcześniej, ale nikt nie odbierał. Nikt nie otwiera drzwi, chłopak podchodzi więc pod dom i rzuca kamykami w okno Susan, tak jak to zawsze robi. Ponieważ Susan nie reaguje, chłopak obchodzi dom. Dostaje się do środka przez uchylone okienko w pomieszczeniu gospodarczym. Idzie na górę do pokoju Susan. Widzi ją, jak leży na łóżku, więc żeby ją obudzić, rzuca w nią rękawiczkami z okrzykiem „Sue, obudź się!”.

Dziewczyna ani drgnie – do chłopaka zaczyna docierać, że nie żyje. Odwraca się i biegnie do pokoju jej brata. David leży częściowo na łóżku, a obok na podłodze jest krew.

Przerażony chłopak dzwoni na policję. Jest wpół do dwunastej w południe.

Na miejscu zbrodni

W protokole jest informacja, co zastali śledczy na miejscu zbrodni: młoda kobieta z raną postrzałowa leżała twarzą w dół na łóżku. W przedpokoju leżał jej brat częściowo na łóżku, częściowo na podłodze, twarz miał w poduszce. Zginął od strzału w klatkę piersiową.

Na parterze policjanci znajdują ciało Nancy – dosłownie „wbite” w krzesło, na którym siedziała. Krzesło stoi przy biurku, a na biurku znajduje się maszyna do pisania. W maszynie tkwi arkusz: to pismo podpisane tylko jedną literą: „N”. Wygląda na list pożegnalny. Z jego treści można wnioskować, że Nancy zastrzeliła obydwoje dzieci, gdy te spały.

Pięć godzin później wraca do domu Robert. Udzielając wyjaśnień mówi, że w jego małżeństwie były problemy i że dzień wcześniej wieczorem między nim a żoną miała miejsce kłótnia, której ciąg dalszy nastąpił rano. Robert dodaje, że z tego właśnie powodu rano powiedział żonie, że chce się wyprowadzić.

Złożone przez niego zeznania wskazują, że Nancy, załamana perspektywą rozstania z mężem, zdecydowała się zabić siebie i swoją rodzinę. Mimo pewnych niejasności śledczy przychylają się do tej wersji. Wkrótce potwierdza ją także lekarz medycyny sądowej: Nancy się zastrzeliła, zastrzeliwszy najpierw swoje dzieci.

Wznowienie sprawy

W świetle tych wydarzeń sprzed lat obecny wypadek Donny prezentuje się jednak inaczej. Bruce Cornich z policji w Coconino dochodzi do następującego wniosku: jeśli przed laty Robert zabił swoją rodzinę, to był w stanie zamordować także i Donnę. Bruce Cornich kontaktuje się z policjantami z Littleton.

Po otrzymaniu tych informacji Paul Goodman, śledczy z Littleton, decyduje się wznowić sprawę z roku 1978. Funkcjonariusze ponownie studiują akta i sprawdzają wszystkie dowody, które znaleziono na miejscu zbrodni.

Ślady sprzed lat

Zaczynają od maszyny do pisania i listu. Policjanci zwracają uwagę na to, że na kartce z listem nie było żadnych odcisków palców. Te znajdowały się jedynie na maszynie, natomiast z niektórych miejsc maszyny ktoś próbował coś usunąć.

Kolejną sprawą jest usytuowanie rewolweru, z którego Nancy jakoby oddała do siebie strzał. Policjanci ponownie przeglądają akta i dochodzą do wniosku, że strzał w głowę Nancy wygląda, jakby był oddany ze zbyt dużej odległości, tj. z takiej, z której samobójca nie mógłby tego zrobić lub też z takiej, z której samobójcy zwykle strzałów nie oddają.

Z tego też powodu obecnie śledczy uważają, że lekarz medycyny sądowej, który w ówczesnym czasie wystawiał świadectwo zgonu i uznał śmierć Nancy za samobójstwo, najwyraźniej coś przeoczył. Aby rozwiać te wątpliwości, zwracają się do specjalisty zajmującego się ranami postrzałowymi i proszą go o to, aby sprawdził wszystkie dostępne dane.

Opinia biegłego

Powołany biegły stwierdza, że kula trafiła Nancy prosto w czaszkę. Jednak na zdjęciach widać, że wokół dziury po wystrzale były drobne punkty, które wyglądały jak niewielkie rysy, układające się w pewien specyficzny wzór. Ten wzór wokół rany jest dla specjalisty pierwszym sygnałem, że coś tu jest nie w porządku, gdyż po oddaniu strzału z broni „wychodzi” nie tylko kula, lecz także np. drobinki niespalonego prochu.

Taki proch pozostawia na skórze charakterystyczne ślady, natomiast ślady na skórze Nancy pokazują, że strzał w czoło oddany został z odległości od 15 do 25 cm. To zbyt duża odległość i wersję samobójstwa należy wykluczyć, choćby dlatego, że z punktu widzenia samobójcy byłoby zbyt duże prawdopodobieństwo, iż kula ominie cel. Typowe dla samobójstw są rany postrzałowe kontaktowe, w których wylot lufy styka się bezpośrednio ze skórą.

Ekspert stwierdza, że w tym wypadku strzał został musiał zostać oddany przez inną osobę. Nancy została więc zamordowana.

Robert jest podejrzany

Robert staje się głównym podejrzanym. Śledczy z Littleton decydują się wznowić sprawę śmierci jego rodziny, ale nie są pewni, czy mają wystarczająco dużo dowodów w ręku, by móc postawić go w stan oskarżenia z powodu zamordowania rodziny. I rzeczywiście, prawie zaraz po wznowieniu śledztwa zaczyna wyglądać na to, że utkwi ono znowu w martwym punkcie.

Policja postanawia zatem przyjrzeć się śmierci Donny, licząc na to, że może znajdzie się coś, co umożliwi oskarżenie Roberta o jej zamordowanie. Niestety, w tej sprawie nie ma zbyt wielu śladów, nie ma też zeznań świadków. Jest oczywiste, że jeśli podejrzany się nie przyzna, trudno będzie udowodnić mu zamordowanie żony; jednocześnie jest bardzo mało prawdopodobne, że do zbrodni przyzna się osoba taka jak Robert, czyli ktoś, kto był w stanie dokonać kilku morderstw i od lat pozostaje bezkarny.

FBI zwraca się z prośbą o pomoc do wykwalifikowanych profilerów. Na ich polecenie FBI zaczyna dyskretne przepytywanie rodziny i znajomych Roberta, by zebrać jak najwięcej szczegółowych informacji na jego temat, zwłaszcza takich, które mówiłyby coś o jego osobowości. Policja i FBI rozważają stworzenie strategii, która doprowadziłaby Roberta do przyznania się do popełnionych zbrodni.

Diagnoza

Jest już rok 1999. Robert jest cały czas obserwowany. W tym czasie mieszka on w Grand Junction w stanie Colorado, ma w sumie już czwartą żonę i pracuje jako aktor w teatrze. Gdy podczas jednej z prób nagle nie może przypomnieć sobie tekstu, udaje się do lekarza.

Okazuje się, że Robert ma nieuleczalnego raka mózgu. O tej diagnozie – a także o tym, że został mu jedynie około rok życia – informuje rodzinę oraz przyjaciół. Jedna ze znajomych mu osób przekazuje te informację policji w Littleton.

Śledczy z Littleton zdają sobie sprawę, że trzeba możliwie szybko zmusić Roberta do mówienia; jednocześnie mają nadzieję, że ten w obliczu śmierci zdecyduje się przyznać do popełnionych zbrodni. Rozpoczyna się wyścig z czasem – śledczy postanawiają pojechać do Grand Junction i działać tam dalej, połączywszy siły z miejscową policją. Planują zacząć od przesłuchania Roberta.

Pierwsza rozmowa z Robertem

W dniu 14 września 2000 roku ma miejsce pierwsza rozmowa z Robertem. Przesłuchujący go pytają, czy nie chciałby, zwłaszcza teraz, w obliczu rychłej śmierci, zrzucić z siebie ciężaru. Niestety, nie udaje się im wydobyć od podejrzanego żadnych konkretnych zeznań.

Gdy jednak na koniec mówią, że chcieliby z nim jeszcze porozmawiać, Robert odpowiada „Wiem”, a następnego dnia rano dzwoni i sam proponuje rozmowę.

Trudno powiedzieć, co nim kieruje – być może jest to pragnienie pozostawania w centrum uwagi, a być może świadomość, że nie ma już aż tak wiele do stracenia.

Przełomowe przesłuchanie

Podczas tego drugiego spotkania śledczy wcielają w życie opracowaną wcześniej strategię, której sens sprowadza się do tego, żeby przemówić do Roberta jako osoby żądnej uznania i sławy i w ten sposób nakłonić go do złożenia zeznań.

Wygląd komisariatu zaaranżowano tak, by wyolbrzymić rozmiar dochodzenia. Biuro szeryfa wyglądało, jakby sprawą zajmowały się dziesiątki osób: na tablicy było nazwisko Roberta, a w pomieszczeniu siedziało kilka osób przy telefonach i komputerach.

Przesłuchujący informują Roberta o tym, że jego zeznania będą miały ogromną wartość naukową. Profilerzy chcieliby go przebadać, gdyż mogliby się od niego wiele dowiedzieć. Agent mówi również, że wprawdzie miał do czynienia z zabójcami, ale nigdy z kimś tak twórczym, jeśli więc Robert zechciałby opowiedzieć o swoich zbrodniach, stałby się niezwykle interesującym obiektem badań. Przesłuchujący podkreślają, że chodzi o seryjnych zabójców – profilerzy chcą się dowiedzieć o nich więcej i dlatego Robert mógłby opowiedzieć o swoich działaniach, bo przecież ma na swoim koncie kilka ofiar.

Strategia okazuje się niezwykle skuteczna: po czterogodzinnym przesłuchaniu Robert przyznaje się do zabójstwa pierwszej żony i dwójki swoich dzieci.

Szczegóły dawnej zbrodni

Pozbawionym emocji głosem opisuje ze szczegółami zbrodnię sprzed lat. Zaczyna od tego, że planował ją już wcześniej, skłonił więc kiedyś Nancy do tego, żeby wystukała literę „N” na pustej kartce, na której potem napisał „samobójczy” list.

W dniu zbrodni powiedział żonie, że ma dla niej niespodziankę na gwiazdkę, i w ten sposób nakłonił ją, żeby zeszła na dół do piwnicy. Tam poprosił: „Chodź tu, siadaj i zamknij oczy”, a gdy to uczyniła, wyciągnął pistolet i strzelił jej w głowę.

Robert opowiada, że następnie poszedł na górę do pokoju córki. Susan spała. „Strzeliłem jej w serce, z tego, co pamiętam. Sprawozdanie lekarza dokładnie się zgadza” – mówi Robert przesłuchującym. Następnie udał się do pokoju syna. Ten nie spał, widocznie obudził go dźwięk wcześniejszego strzału. Robert zastrzelił syna, stojąc w drzwiach. Chłopak osunął się, ale nadal żył. Robert uznał, że jeśli zbrodnia ma zostać przypisana Nancy, to nie może strzelić po raz drugi, więc udusił syna poduszką.

Opowiadając to, Robert nie okazuje emocji, jest chłodny i bardzo rzeczowy. Równie spokojny i rzeczowy jest wtedy, gdy wyjaśnia śledczym, dlaczego zamordował całą swoją rodzinę.

„Zdecydowałem wtedy, że to będzie dla mnie w jakiś sposób łatwiejsze niż rozwód. I powtórzę to raz jeszcze: myślałem wtedy po prostu, że to jest dobry pomysł” – stwierdza.

To zeznanie stanowi wyjaśnienie morderstwa z roku 1978. Gdy jednak policja pyta o śmierć Donny, Robert upiera się przy tym, że to był jedynie wypadek.

Zostać słynnym seryjnym mordercą…

Funkcjonariusze wiedzą, że Robert pragnie sławy i uznania i że fascynuje go wizja tego, iż zostanie uznany za słynnego seryjnego mordercę. Postanawiają uderzyć w ten właśnie punkt – czyli wykorzystać jego manię wielkości.

Agent FBI zwraca się do Roberta następującymi słowami: „Nie jesteś seryjnym mordercą, skoro zabiłeś tylko raz – a opowiedziałeś nam tylko o jednym zabójstwie, którego dokonałeś, czyli o tym sprzed 16 lat.”

Ten chwyt okazuje się strzałem w dziesiątkę. Ponieważ Robert bezwzględnie chce uchodzić za seryjnego mordercę i zyskać poszanowanie profilerów, przyznaje się do zabójstwa Donny.

Jak zginęła Donna

„To była spontaniczna decyzja. Donna nie była ciężkiej postury, tak więc nie było to trudne” – relacjonuje Robert. Mówi, że po prostu wyciągnął przed siebie obydwie ręce i zepchnął żonę w przepaść. Jego motywacja była podobna, jak w przypadku pierwszej żony – takie rozwiązanie było prostsze niż rozwód.

Robert składa na ten temat obszerne zeznania. Nie wykazuje najmniejszej skruchy ani żalu, jest wręcz dumny, że przez tyle lat nikt nie wpadł na jego ślad, mimo iż popełnił tyle morderstw. Podczas przesłuchania z widoczną fascynacją opowiada o sobie samym: „Chciałbym się dowiedzieć, co sprawiło, że zdobyłem się na taki czyn. Myślę, że większość ludzi – i tu mam całkowitą pewność – nie potrafiłaby tego. Ja jestem inny. Jestem interesujący. Pan na przykład jest zwyczajnym człowiekiem” – mówi, spoglądając na agenta FBI.

Sprawa medialna i proces

Informacje o całej sprawie przedostają się do mediów. W Grand Junction, w którym Robert ostatnio mieszkał i znał mnóstwo osób, wiadomość rozprzestrzenia się lotem błyskawicy. Osoby, które go znały, są wstrząśnięte, gdyż uważały Roberta za miłego, spokojnego człowieka. Całe miasto przez wiele miesięcy nie mówi o niczym innym.

Robert trafia do aresztu. Ponieważ przyznał się do wszystkich zbrodni, nie trzeba powoływać ławy przysięgłych.

Podczas procesu, na którym są tłumy osób, Robert zachowuje się, jakby był na scenie: uśmiecha się i mruga do znajomych.

Zostaje uznany za winnego czterech morderstw i skazany na dożywocie bez możliwości zwolnienia warunkowego.

Śledczy podkreślają, że wyrok ten miał ogromne znaczenie dla bliskich Nancy, ponieważ zyskali pewność, iż nie była sprawcą śmierci swoich dzieci. Po 22 latach rodzina Nancy mogła więc odetchnąć z ulgą.

W sierpniu 2001 roku, czyli ponad 20 lat po zamordowaniu swojej rodziny oraz 8 lat po zamordowaniu swojej żony Donny Robert Spangler umarł w więzieniu na raka. W chwili śmierci miał 68 lat.

Copyright sprawykryminalne.pl

5 komentarzy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

%d bloggers like this: