Milczący świadek morderstwa

Ta niezwykła sprawa kryminalna pokazuje, jak skomplikowane są mechanizmy psychologiczne mające wpływ na zachowania świadków zbrodni – prawda o zbrodni może być ukrywana przez świadków przez całe lata i może to mieć miejsce za sprawą bardzo różnych przyczyn. Ten przypadek pokazuje również to, że jeśli nawet świadek w końcu zdecyduje się wyznać prawdę, to droga do tego jest bardzo długa i trudna.

Małżeństwo

Jest rok 1956. Dwudziestojednoletnia Dianne pracuje w sklepie spożywczym swojego ojca w Peoria (USA, stan Illinois). Dianne od dwóch lat jest rozwiedziona i samotnie wychowuje córkę Suzi.

W sklepie poznaje sympatycznego Gene’a Keidela, kawalera. Młodzi zakochują się w sobie, a rok później pobierają. Przeprowadzają się do Phoenix w stanie Arizona, gdzie Gene otrzymuje posadę operatora maszyn, a w końcu jako osoba samozatrudniona zaczyna pracę na rzecz przedsiębiorstwa budowlanego. Dianne podejmuje pracę biurową. W międzyczasie na świat przychodzą ich wspólne dzieci: Greg, Kelly i Lorie.

Małżeństwo jednak się nie układa. Gene dużo pije i często bywa bardzo agresywny, małżonkowie wciąż się kłócą, dochodzi do rękoczynów.

Dianne ma dość i w lipcu 1966 roku (mija wtedy akurat dziesięć lat po ślubie) składa wniosek o rozwód. Jej mąż wyprowadza się i zamieszkuje u swojego ojca – jest to zresztą niezbyt daleko, bo w odległości około jednej mili od domu, w którym teraz, już bez niego, mieszka żona i dzieci.

Wyprowadzka Gene’a sprawia, że atmosfera w domu od razu się zmienia: ustają kłótnie i ataki agresji. Jak się zdaje, obydwoje małżonkowie dochodzą do wniosku, że rozstanie wszystkim wyjdzie na dobre i rozwód należy przeprowadzić do końca.

Wrześniowa noc 1966 roku

To, co wydarzyło się 17 września 1966 roku, znane jest głównie z późniejszych relacji Gene’a. Oto przebieg ówczesnych wydarzeń: wieczorem Gene wraz z Dianne i dziećmi idzie na kolację do restauracji „Taco Bell”. Po posiłku, około godz. 21, Gene i Dianne odwożą dzieci do domu i wracają do restauracji. Tematem ich rozmowy są sprawy związane z rozwodem, tj. kwestie finansowe oraz ustalenie kontaktów z dziećmi. Według relacji Gene’a spotkanie przebiega w miłej atmosferze. Obydwoje opuszczają restaurację około godz. 23.15, a Dianne odwozi go do jego obecnego domu i podobno nawet wchodzi na chwilę do środka.

To, co Dianne robi później, znane jest z relacji bezstronnych świadków: kobieta jedzie do restauracji „Amber Inn”, gdzie widziana jest przez różne osoby. Pije tam drinki w towarzystwie niejakiego Boba Marlie – to mężczyzna, z którym zaczęła spotykać się jakiś czas po rozstaniu z mężem.

Gene, jak twierdzi, budzi się niedługo po wyjściu Dianne i schodzi do budki telefonicznej. Chce zadzwonić do żony do domu i sprawdzić, czy tam dotarła (gdyż nie ma pojęcia o jej planowanym spotkaniu z Bobem). Telefon w domu Dianne odbiera córka Suzi. Ponieważ dziewczynka mówi, że mamy nie ma, Gene idzie na piechotę do domu Dianne i dociera tam zaraz po północy. Twierdzi, że czekając na powrót żony, zasypia na sofie mniej więcej o 3 nad ranem, a obudziwszy się ok. 5.30, czyli dwie i pół godziny później, widzi samochód Dianne zaparkowany na podjeździe; jej samej już jakoby nie ma – zakłada więc, że w przedziale czasu między 3 a 5.30 żona wróciła i znowu wyszła.

Czy naprawdę wyjechała?

Dianne nie pojawia się w domu i nie daje znaku życia. Gene zgłasza na policji jej zaginięcie.

Funkcjonariusze mają pewność, że Dianne po spotkaniu z Bobem dotarła do domu, gdyż znajdują tam jej torebkę, jej klucze leżące na stole kuchennym, a na podjeździe stoi jej auto. Wydaje się również, że nie zniknęło nic z jej odzieży ani innych rzeczy osobistych. Po wstępnych rozpytaniach policja nie znajduje też żadnego motywu, jakim miałaby się kierować Dianne, porzucając tak nagle swoje dzieci.

Policjanci pracujący w wydziale zajmującym się poszukiwaniem osób zaginionych mają wątpliwości, czy Dianne rzeczywiście gdzieś wyjechała i porzuciła dzieci, ponieważ od wszystkich znających ją osób (m.in. matki, brata i sąsiadów) słyszą, że bardzo się o nie troszczyła i nawet starała się nie pozostawiać ich samych na dłuższy czas.

Gdy policja chce przesłuchać Boba Marlie, okazuje się, że dwa dni po spotkaniu z Dianne zmarł na atak serca. Jeśli więc nawet wiedział coś o jej śmierci, nie będzie można go już nigdy o to zapytać.

Plotki i podejrzenia

Dwa dni po zniknięciu żony Gene wprowadza się do jej domu, by zajmować się dziećmi. Mówi im, że mama uciekła z domu z innym mężczyzną; opowiada to zresztą sąsiadom i znajomym, a także wszystkim, którzy pytają o nagłe zniknięcie Dianne. Obstaje przy tym również podczas rozmów z policjantami – przekazuje im nawet listę nazwisk mężczyzn, z którymi żona się widywała od czasu rozstania.

Trudno stwierdzić, kto wierzy w podawaną przez niego wersję wydarzeń, a kto nie, ale faktem jest, że w okolicy krążą plotki, że Dianne leży pochowana na swoim podwórzu. Te informacje docierają też do policji. Jeden z detektywów, dowiedziawszy się, że Gene wylał beton pod domem, prosi przełożonych o zgodę na rozkopanie tego miejsca, ale w wniosek zostaje odrzucony.

Ponieważ brak dowodów na to, że zaszło przestępstwo, policja nie widzi konieczności prowadzenia nakładowego śledztwa i kończy sprawę jako nierozwiązaną, wychodząc w rezultacie z założenia, że Dianne po prostu nagle zapragnęła odmiany i wróci za parę tygodni.

Pozorny powrót do codziennego życia

Czas mija, w końcu dzieci w jakimś sensie przyzwyczajają się do nieobecności mamy, choć wciąż liczą na to, że pewnego dnia wróci do domu.

Gene pracuje w fabryce w ciągu dnia, potem wraca do domu i podaje dzieciom posiłek. W tym czasie mężczyzna spotyka się z niejaką Kitty Andrews, rozwódką mającą 6-letniego syna, często więc także i jego nowa znajoma z dzieckiem są gośćmi w domu. Kitty pracuje na pół etatu jako tancerka go-go i, co sama później przyznaje, ma nadzieję na to, że Gene się z nią ożeni. Również i jej Gene mówi, że żona porzuciła i jego, i dzieci. Jest tak pewny tego, że Dianne nigdy nie wróci, iż pozwala, by Kitty nosiła jej ubrania.

Pożar

Mijają cztery miesiące. Jest dokładnie 9 stycznia 1967, niedługo przed północą. Gene przebywa akurat w pralni (znajdującej się zresztą niedaleko od domu). Sąsiad mieszkający obok niego szykuje się właśnie do snu, gdy nagle czuje zapach dymu – woła więc żonę i razem z nią wygląda na zewnątrz: w oknach kuchni Keidela oraz na zewnątrz przy drzwiach kuchennych płonie ogień! Obydwoje natychmiast tam biegną, podczas gdy ich córka dzwoni po straż pożarną. Zgłoszenie wpływa dokładnie o godz. 23.48.

Dobiegając do palącego się domu sąsiad Keidela widzi, jak 9-letni Greg skacze przez okno swojej sypialni. W tym czasie zbiegają się także i inni mieszkańcy okolicy – wszyscy słyszą przerażające krzyki uwięzionych w domu dzieci Keidela. Niektórzy próbują wejść do środka, ale ogień jest tak silny i najwyraźniej rozprzestrzenia się tak błyskawicznie, że zmuszeni są zrezygnować. Niektórzy głośno krzyczą do dziewczynek, żeby poszły do pokoju Grega i również skoczyły przez okno, ale nikt nie wie, czy uwięzione dzieci cokolwiek słyszą.

W samym piekle

To, co w czasie pożaru rozgrywa się w płonącym domu, znane jest z późniejszych relacji ofiar. Zatem to Suzi, najstarsza dziewczynka, pierwsza zauważa, że w domu jest pożar. Suzi natychmiast biegnie do pokoju młodszych dzieci – budzi je, wyciąga z łóżek i próbuje wyprowadzić je na zewnątrz. Ale wszędzie jest dym, straszliwie gryzący i niemal uniemożliwiający oddychanie. Dzieci z największym trudem przesuwają się w stronę wyjścia. Nagle Lori przypomina sobie, że w pokoju Suzi zostawiła swoją ulubioną maskotkę, Kubusia Puchatka, i zawraca. Zaczyna biec – lecz nagle ogarniają ją płomienie. Dziewczynka pada na podłogę, krzyczy i płacze z bólu i przerażenia. Dobiega do niej Suzi i chcąc ochronić młodszą siostrę, kładzie się na niej i przykrywa ją swoim ciałem. Suzi powtarza, że wkrótce nadejdzie pomoc. Zapewnia, że już nigdy więcej nie pozostawi Lori samej. Lori później wspomina, iż była wtedy pewna, że właśnie umiera.

Skutki pożaru

Strażacy wynoszą z płonącego domu najpierw 8-letnią Kelly, a potem kolejno Suzi i Lori i kładą je na ziemi jedną obok drugiej. Ich ciała są popalone, nie wiadomo, czy dziewczynki żyją. Jeden z sąsiadów poznaje Lori i widzi, jak skóra całymi ogromnymi płatami odchodzi z jej ciała.

Skutki pożaru są dramatyczne. Gregowi wprawdzie udało się uciec z płonącego domu, ale Suzi i Kelly umierają w drodze do szpitala. Lori doznaje poparzeń trzeciego stopnia na powierzchni prawie całego ciała i przez wiele dni walczy o życie. Ale jej organizm przezwycięża kolejne kryzysy i w końcu wiadomo, że Lori będzie żyć – co lekarze zgodnie uważają za cud. Jest przy tym pewne, że dwunastoletnia Suzi uratowała życie młodszej siostrze.

Eksperci badający miejsce pożaru znajdują na kuchence stopiony garnek. Ponieważ kurek przynależący do miejsca, w którym stoi garnek, ustawiony jest w pozycji włączonej, uznają pożar za wypadek. Śledczych nie opuszczają jednak wątpliwości, Dianne bowiem wciąż nie daje znaku życia, a oni są przekonani, że gdziekolwiek by przebywała, natychmiast wróciłaby do domu, usłyszawszy o śmierci swoich dzieci.

Lori wychodzi ze szpitala po czterech miesiącach. Lokalne gazety publikują zdjęcia uśmiechniętej dziewczynki w ładnej sukience i peruce (Lori musiano ogolić głowę). Jej ojciec za pieniądze uzyskane z ubezpieczenia odbudowuje spalony dom. Lori mieszka w nim przez kolejne lata z ojcem oraz z bratem.

Mijają lata, sprawa Dianne Keidel i pożaru jej domu stopniowo popada w zapomnienie.

Zeznanie po latach

Jest rok 1993, od zaginięcia Dianne Keidel mija 27 lat.

9 czerwca na posterunek policji w Phoenix przychodzi 33-letnia Lori Romaneck. Kobieta przynosi napisane przez siebie oświadczenie, w którym zeznaje, że jako pięcioletnie dziecko była świadkiem tego, jak ojciec zabił matkę, a potem pochował ją w ogrodzie. Lori informuje również o tym, że dzień po zamordowaniu matki ojciec wylał na grób cement i że ta warstwa cementu stanowi fundament zbudowanego później tarasu – pod nią zatem leżą szczątki jej zamordowanej matki.

Fakt, że wyznanie to ma miejsce dopiero po tylu latach, kobieta tłumaczy paraliżującym ją przez lata strachem przed swoim ojcem. Oto pierwsze słowa jej pisma (1):

„Czuję się w obowiązku poinformować władze o tym, czego świadkiem byłam jako dziecko. Przede wszystkim muszę bardzo wyraźnie podkreślić, jak ogromny jest mój strach przed zemstą mojego ojca. Gdy byłam dzieckiem, mój ojciec wielokrotnie mi powtarzał: ‘Powołałem cię na ten świat, mogę cię z niego znowu usunąć’. Mówił mi również, że jeśli nie będę z nim mieszkać, to pójdę do więzienia dla dzieci. Ten człowiek bił mnie wielokrotnie od momentu, gdy byłam dzieckiem, i próbował stosować wobec mnie przemoc, od kiedy stałam się dorosła.” 

Gdzie dowody?

Prowadzący sprawę policjant Ed Reynolds podchodzi do tego wyznania sceptycznie, jednakże z drugiej strony kobieta robi wrażenie wiarygodnej, a jej słowa brzmią szczerze. Ale śledczym potrzebne są dowody. Trudno będzie je teraz zdobyć – Gene Keidel, ojciec Lori Romaneck, ponownie się ożenił, sprzedał dom i mieszka na drugim końcu miasta, a policjant waha się prosić nowych właścicieli o pozwolenie na wyburzenie tarasu, zwłaszcza że dysponuje jedynie zeznaniem odnoszącym się do wydarzeń sprzed 27 lat.

Ale jeśli taras nie zostanie zburzony, sprawa w ogóle nie ruszy z miejsca – Lori jest tym bardzo sfrustrowana i przypuszcza, że policja po prostu jej nie wierzy. Kobieta boi się także, że jej ojciec w międzyczasie dowie się, iż córka złożyła przeciw niemu zeznania.

Radar

Wbrew obawom Lori policja nie rezygnuje z prób znalezienia jakiegoś rozwiązania. Detektyw Reynolds szuka wszędzie informacji na temat metody, która pozwoliłaby mu sprawdzić miejsce pod tarasem w taki sposób, aby go nie uszkodzić. Te poszukiwania trwają blisko rok. W końcu detektyw natrafia na firmę Nekrosearch, która poleca zastosowanie specjalnego systemu radarów. Urządzenie to pozwala „zajrzeć” pod ziemię i stwierdzić, czy zmieniona jest jej struktura. Wykrycie takiej zmiany nie przesądza jeszcze wprawdzie o niczym, gdyż jej przyczyny mogą być różne, może jednak stanowić punkt wyjścia do dalszych wniosków. Detektyw Reynolds decyduje się na użycie radaru.

Wstrząsające odkrycie

Właściciele domu należącego wcześniej do Keidelów wyrażają zgodę. Gdy specjaliści przesuwają radar po podłodze tarasu, w jego rogu urządzenie sygnalizuje zakłócenie struktury podłoża o wielkości około 180 na 60 centymetrów. Śledczy stwierdza, że jest to dokładnie to samo miejsce, które wcześniej wskazała mu Lori.

Policja stopniowo usuwa z wierzchu cement i już na głębokości 30 centymetrów dostrzega fragment ludzkiej czaszki. W ciągu kilku godzin znalezione zostają także i pozostałe części szkieletu, a oprócz tego części odzieży (biustonosz i pasek). Szyja szkieletu owinięta jest nylonowymi rajstopami.

Czy to na pewno ona?

Lori ma absolutną pewność, że znaleziony szkielet należy do jej matki, ale policja potrzebuje dowodów, że chodzi właśnie o Dianne. Z tym jest jednak problem, gdyż identyfikację tożsamości ofiary za pomocą testu DNA uniemożliwiają znajdujące się w grobie bakterie. Zbyt zniszczone są nawet zęby i znajdujący się w ich wnętrzu szpik. Specjaliści szukają innych rozwiązań.

Przeprowadzone zostaje badanie struktury korzenia drzewa, który przebił czaszkę. Nie umożliwia ono wprawdzie dokładnego określenia czasu złożenia szkieletu w ziemi, ale pozwala stwierdzić, że miało to miejsce na pewno przed rokiem 1978.

Decydujące okazują się wyniki badań antropologicznych. Na ich podstawie najpierw zostaje stwierdzone, że szkielet należy do białej kobiety o wzroście pomiędzy 1,60 a 1,65 metra, w wieku pomiędzy 20 a 40 lat, a do tego kobieta owa urodziła co najmniej dwójkę dzieci. Kolejne badanie przeprowadzone techniką tzw. supernałożenia (ang. superimposition), opierające się na porównaniu kości szkieletu ze szkieletem twarzy danej osoby „odbudowanym” na podstawie jej zdjęcia – dostarcza ostatecznego potwierdzenia, że jest to szkielet Dianne.

Powyższe ustalenia sprawiają, że policja aresztuje 61-letniego Gene’a Keidela i oskarża go o morderstwo.

Co naprawdę stało się z Dianne

W trakcie procesu Lori występuje w roli świadka i prezentuje szczegółowy przebieg wydarzeń sprzed 27 lat – oto jak pamięta tamten wieczór i tamtą noc:

Jej mama wychodzi z domu, żeby spotkać się z ojcem w restauracji. Ma na sobie błękitną sukienkę. Żegna się z dziećmi, które wkrótce mają iść spać. Dość późno, tj. około godz. 23, do domu Dianne dzwoni ojciec. Telefon odbiera Suzi i mówi, że mamy jeszcze nie ma. Wtedy – jak to później wnioskuje Lori – ojciec podjeżdża pod ich dom i czeka na mamę. Gdy Dianne pojawia się około północy, słychać kłótnię i krzyki. Lori i Suzi budzą się i wychodzą na korytarz, żeby zobaczyć, co się dzieje. Stają na piętrze przy poręczy schodów i patrzą na kłócących się rodziców. W pewnym momencie Dianne dostrzega dzieci i na chwilę nieruchomieje – jej mąż wykorzystuje tę chwilę nieuwagi i z całej siły uderza ją w głowę. Dianne pada tyłem na podłogę i mocno uderza w nią głową.

Dziewczynki biegną do pokoju i chowają się tam do szafy. Mają świadomość, że ojciec zauważył, iż były świadkami kłótni i widziały ostatnią scenę.

Gdy Lori i Suzi wychodzą w końcu ze swojej kryjówki w szafie, podbiegają do okna. Ich oczom ukazuje się przerażający widok: mama leży na betonowym podeście przed basenem i się nie rusza. Słychać też odgłosy kopania w ziemi łopatą. Następnego dnia w tym miejscu ojciec wylewa świeżą warstwę cementu.

Lori Romaneck uważa, że cztery miesiące później jej ojciec celowo podłożył ogień w domu, aby ona i jej rodzeństwo zginęli w płomieniach. Według Lori jego motywem była chęć wyeliminowania świadków morderstwa żony; wielokrotnie zresztą groził córce, że ją zabije, jeśli komukolwiek wspomni o tym, co widziała wiadomego dnia.

Proces ciągnie się dość długo, także i dlatego, że jego tematem jest również sprawa odszkodowania za niestarannie przeprowadzone śledztwo w sprawie przyczyn pożaru.

W 1995 roku Gene Keidel zostaje skazany za zamordowanie swojej żony Dianne.

Dlaczego dopiero po 27 latach?

Próba odpowiedzi na to pytanie wymaga uwzględnienia psychicznych uwarunkowań sytuacji, w jakiej przez lata tkwiła Lori.

Przede wszystkim jako dziecko była świadkiem śmierci własnej matki. Warto jednak od razu zwrócić uwagę na to, że najpierw – jako dziecko – interpretowała wiele rzeczy inaczej, niż zrobiłaby to osoba dorosła. Zatem, jak Lori wyjaśniła to po latach, nie od razu rozumiała, co oznacza zakopanie ciała w ogrodzie: wtedy uważała, że mama zapadła w sen zimowy, tak jak to jest u zwierząt. Chciała nawet wykopać dziurę w ziemi, żeby móc mamę karmić, tego jednak zabronił jej ojciec. Pamięta nawet, że wciąż pytała różnych sąsiadów: „Czy moglibyście obudzić moją mamę?” Dziś Lori jest pewna, że gdyby któryś z nich zaczął ją wtedy wypytywać, o co właściwie chodzi, to zapewne by się wygadała, jaką scenę widziała w nocy w ogrodzie.

Dopiero rok po wydarzeniach tej strasznej nocy miał miejsce incydent, podczas którego Lori pojęła straszną prawdę na temat śmierci swojej mamy. Było to wtedy, gdy poszła wraz z ojcem na pogrzeb jego przyjaciela Michaela, poległego na wojnie w Wietnamie. Stojąc nad trumną, Lori spytała: „Tatusiu, kiedy on się znowu obudzi?” Ojciec odpowiedział: „Nigdy. On nie żyje. Dzisiaj będzie pochowany”. Lori wpadła w histerię. „Obudź go, obudź go! – zaczęła krzyczeć. Nie mogła się uspokoić, chciała uświadomić wszystkim, że Michaela trzeba obudzić, że absolutnie nie wolno dopuścić do tego, żeby go zakopano do ziemi.

W każdym razie wtedy dotarło do świadomości Lori, że mama nie śpi na podwórzu, tylko że nie żyje – i że nigdy już nie wróci. Zaczęła też rozumieć, że sprawcą jej śmierci jest ojciec.

Razem z tym pojawił się jednak strach. Lori jako dziecko miała w pamięci to, jak bardzo bała się ojca jej starsza siostra Suzi, zwłaszcza gdy po pamiętnej nocy w rozmowach pojawiał się temat mamy: Suzi bardzo pilnowała Lori, żeby nigdy nie mówiła przy ojcu o tym, co miało miejsce w ogrodzie. Lori, im była starsza, tym lepiej rozumiała to, że Suzi panicznie bała się ojca.

Strach przed ojcem zdominował również życie Lori. Towarzyszył jej przez całe dzieciństwo i okres nastoletni. Lori była klasyczną ofiarą przemocy: ojciec bił ją, czasem tak długo i mocno, że niejednokrotnie domownicy (np. partnerka ojca) musieli go powstrzymywać. Znęcał się nad nią także i psychicznie. Oto, co sama mówi na ten temat (2):

Powiedział mi, że jestem zdzirą jak matka i że kiedyś będę dziwką jak matka. Ogromnie bałam się ojca, a ten strach osadzał się gdzieś na dnie mej duszy. To okropny człowiek, zły człowiek. Myślę, że chciał zniszczyć mnie samą lub zniszczyć mnie emocjonalnie, tak żebym w przyszłości nie była zdolna powiedzieć prawdy.

Strach towarzyszył Lori także i później, gdy wyszła za mąż i wyprowadziła się z domu. Kontakt z ojcem miała jedynie sporadyczny, ale wciąż się go bała i nikomu nie mówiła o pamiętnej nocy z 1966 roku. Droga do wyznania, które Lori poczyniła po latach, była więc niezwykle długa i trudna

Jest jeszcze jedna sprawa, z którą Lori musiała walczyć: to psychiczne skutki pożaru – trauma, przerażające sny oraz do tego poczucie winy, że siostra zginęła wyłącznie przez nią. Lori poza tym czuła się niewarta takiej ofiary, a przezwyciężenie tego odczucia zabrało jej wiele lat.

Dziś Lori Romaneck jest osobą, która znajduje oparcie w wierze, z optymizmem patrzy w przyszłość i jak sama podkreśla, ceni to, że w ogóle udało jej się przeżyć.

Copyright sprawykryminalne.pl

Jeden komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

%d bloggers like this: