Zaginięcie Mariusza Perdka

Zabierzów Bocheński leży nad Wisłą (niedaleko od Niepołomic) w województwie małopolskim: to otoczona przepięknymi lasami wieś, posiadająca zresztą doskonale udokumentowaną tradycję, sięgającą wielu setek lat wstecz. W 2015 roku społeczność tej spokojnej miejscowości poruszyło zniknięcie jednego z jej mieszkańców – sprawa ta niestety pozostaje niewyjaśniona po dziś dzień.

Dzieciństwo

Jest rok 2015. Dwudziestopięcioletni Mariusz Perdek mieszka w Zabierzowie Bocheńskim (a formalnie w łączącej się z nim Woli Zabierzowskiej).

Mariusz urodził się tutaj i wychował wraz z trójką rodzeństwa: starszymi siostrami Kasią i Beatą oraz młodszym bratem Łukaszem. Wczesne lata ich życia naznaczone były piętnem alkoholizmu ojca, ale matka bardzo kochała dzieci, dbała o nie jak tylko mogła, a podczas awantur domowych było dla niej najważniejsze, żeby je chronić.

Relacje między rodzeństwem były bardzo dobre, a szczególna więź (mimo 11 lat różnicy wieku) łączyła Mariusza z Beatą: byli jak para bliskich przyjaciół, zwierzali się sobie i pomagali sobie nawzajem w kłopotach.

     

Punkt zwrotny w życiu rodzinnym

Wszystkie dzieci były uczuciowo bardzo związane z mamą, i w tym względzie nic się nie zmieniało nawet z upływem lat, gdy kolejno zaczęły wkraczać w dorosłość. Mariusz skończył szkołę podstawową, a potem gimnazjum, po którym od razu poszedł do pracy – bardzo zależało mu na tym, by wreszcie zacząć zarabiać.

Z czasem rodzinny dom został przebudowany i powstały dwa odrębne mieszkania: na górnym poziomie zamieszkała Beata z mężem, na dole pozostali członkowie rodziny; ten stan rzeczy trwa zresztą po dziś dzień.

W 2009 roku – najmłodszy Łukasz chodził jeszcze wtedy do gimnazjum – mama zmarła po blisko rocznej i pełnej cierpień walce z rakiem. Wszystkie dzieci bardzo przeżyły jej śmierć. Czas, który potem nastał, był dla wszystkich bardzo trudny, brak matki na pewno przyczynił się do tego, że dotychczasowe problemy (w tym alkoholizm ojca) jeszcze się nasiliły.

Dzień, który wszystko zmienia

Jest 19 stycznia 2015. Beata zaraz ma wychodzić do pracy. Na chwilę wpada do niej brat Mariusz. Mężczyzna mówi, że jego dziewczyna się wyprowadza, pakuje się i wyjeżdża do Krakowa. Siostra nie jest tymi informacjami szczególnie zaskoczona, gdyż związek jej brata jest dość burzliwy, a rozstania i powroty są, jak się zdaje, jego stałym elementem. Zresztą sam Mariusz w żaden sposób nie okazuje, że jest załamany tą sytuacją.

Dlatego też Beacie nawet nie przychodzi do głowy, że właśnie zaczął się dzień, który wszystko zmieni w jej życiu.

Pierwszym niepokojącym sygnałem jest telefon, który Beata – będąc jeszcze w pracy – odbiera około godz. 17. Dzwoni dziewczyna jej brata i informuje, że… Mariusz prawdopodobnie nie żyje, bo nie odbiera od niej telefonu!

Beata, kompletnie zszokowana tą informacją, rozłącza się i natychmiast dzwoni do brata – ten jednak od razu odbiera telefon i mówi siostrze, że jest w domu, wszystko jest w porządku i żeby się nie martwiła.

Wizyta u kolegi

Beata oddycha z ulga, ale po wyjściu z pracy o godz. 18 ponownie dzwoni do brata – robi to, gdyż mimo jego zapewnień jest jednak trochę zaniepokojona całą sytuacją. Ale Mariusz zgłasza się i – choć w tle słychać głośny szum – Beata słyszy brata dość dobrze. Mariusz mówi jej, że jedzie do kolegi do Niepołomic i że wkrótce wróci do domu. Jeszcze raz powtarza, że wszystko jest w porządku i że siostra zupełnie niepotrzebnie się martwi.

Kolega ma na imię Mateusz. Beata go zna, wie, że często się spotykają, że Mariusz bardzo go lubi i że ma do niego zaufanie. Mateusz pracuje w sklepie w Niepołomicach – i tego dnia tam właśnie udaje się Mariusz. Siedzi tam mniej więcej przez godzinę; przekazuje koledze najnowsze wieści (o rozstaniu z dziewczyną), ale także opowiada o swoich planach na najbliższą przyszłość. Rozmawia normalnie, jest w dobrym humorze i nic nie wskazuje na to, że jest załamany.

To spotkanie jeszcze trwa, gdy około godziny 20 do Mariusza ponownie telefonuje Beata – wydzwania tak do niego, gdyż od czasu rozmowy z jego dziewczyną nie może pozbyć się nieokreślonego niepokoju. Gdy brat odbiera, kobieta prosi go, żeby już wreszcie wracał do domu.

W drodze do domu

Mariusz obiecuje, że tak zrobi i że zaraz pójdzie na przystanek autobusowy, po czym faktycznie wychodzi (co zresztą potwierdza zabezpieczony później monitoring).

Przystanek znajduje się po drugiej stronie ulicy, tuż obok sklepu, w którym ma miejsce spotkanie z kolegą.

Kolejne próby dodzwonienia się do Mariusza pozostają bez rezultatu, ale jego telefon wciąż jest włączony – słychać sygnał; mężczyzna po prostu nie odbiera telefonów siostry. Taki stan rzeczy trwa do godz. 22, potem włącza się tylko poczta. Potwierdzają to także informacje przekazane później (po sprawdzeniu billingów) przez policję: wiadomo z nich, że telefon Mariusza był aktywny do godz. 22, a do tego czasu mężczyzna kontaktował się ze swoją byłą już dziewczyną, pisząc do niej SMS-y.

Most w Niepołomicach

Około godz. 21.30 Mariusz widziany jest na moście w Niepołomicach przez sąsiadkę, która busem wraca do domu (to stanie się wiadome dzięki informacjom uzyskanym od niej następnego dnia). Sąsiadka widzi, jak Mariusz rozmawia przez telefon. Kobieta zna go od dziecka, jest przy tym osobą bardzo wiarygodną, na pewno więc nie ma mowy o żadnej pomyłce. Sąsiadka podaje potem zresztą szczegóły ubioru Mariusza, które odpowiadają temu, co faktycznie miał na sobie tego wieczoru.

Ranek po zaginięciu

Od rana Beata wraz z siostrą intensywnie szukają brata. Najpierw telefonują do wszystkich jego bliższych i dalszych znajomych, a gdy to nie przynosi efektu, chodzą ze zdjęciami Mariusza do sklepów w Niepołomicach i pytają, czy ktoś go nie widział wczoraj wieczorem lub w nocy. Kobiety przeszukują również na własną rękę teren w Niepołomicach przy Wiśle, poczynając od miejsca, w którym Mariusz (co już wiedzą od sąsiadki) widziany był na moście, a także wzdłuż brzegu w dalszej części nabrzeża. Zaczynają rozwieszać plakaty z informacjami o zaginięciu Mariusza w sklepach w Niepołomicach.

Beata udaje się również na posterunek policji. Otrzymane od niej informacje funkcjonariusze traktują bardzo poważnie i od razu, zanim jeszcze wpływa oficjalne zgłoszenie, wysyłają patrole w okolice, gdzie Mariusz był widziany poprzedniego wieczora.

Beata jedzie również do bezdomnego mężczyzny, o którym wiadomo że mieszka w barakach koło mostu. Bezdomny twierdzi, że w nocy (tj. kilka godzin po zaginięciu Mariusza) słyszał jakieś krzyki czy też raczej głośną kłótnię, odbywającą się najprawdopodobniej przez telefon. Bezdomny nie wychodził na zewnątrz, ale jest pewny, że był to głos młodego mężczyzny. Kłótnia trwała dość długo, mniej więcej do pierwszej w nocy. Nie ma jednak pewności, czy to był Mariusz i czy bezdomny mówi prawdę. Bezdomny zostaje później przesłuchany przez policjantów, którym również powtarza owe informacje.

Kolejne działania

21 stycznia, czyli już dzień po zgłoszeniu zaginięcia Mariusza, ściągnięci przez policję nurkowie przeszukują Wisłę od Niepołomic do Nowego Brzeska. Do poszukiwań używają sonarów. Poza tym straż pożarna przeszukuje brzeg rzeki płynąc wzdłuż niego łodziami. Niczego nie znajdują.

Policja najpierw bierze pod uwagę samobójstwo. Dzieje się tak szczególnie z uwagi na fakt, że w dniu, kiedy Mariusz wyszedł z domu, rozstał się ze swoją dziewczyną. Na dodatek mężczyzna kilka razy już się ciął – a robił to właśnie zawsze wtedy, kiedy dochodziło do rozstania z tą dziewczyną. Według policjantów zwiększa to prawdopodobieństwo, że Mariusz mógł chcieć popełnić samobójstwo; w tym kontekście dla policji znaczenie ma również fakt, że Mariusz ostatni raz widziany był na moście.

Mimo to rodzinie i znajomym Mariusza trudno uwierzyć w jego samobójstwo. Najbliższe mu osoby podkreślają, że jego dotychczasowe próby samobójcze były niejako „na pokaz”, a mężczyzna miał sprecyzowane plany na najbliższą przyszłość (np. wyjazd wraz z kolegą do załatwionej już pracy do Norwegii). Jeśli natomiast chodzi o jego nastrój w dniu zaginięcia, to Beata, która wtedy rozmawiała z bratem wielokrotnie, podkreśla, że w jego głosie nie było żadnych oznak złego nastroju, a poza tym kilka razy powtarzał, że wraca prosto do domu.

Potwierdza to również dostarczony policji monitoring ze sklepu, w którym Mariusz krótko przed swoim zaginięciem spotkał się z kolegą. Monitoring jest bardzo dobrej jakości, można dostrzec, że Mariusz podczas rozmowy z kolegą jest uśmiechnięty, wręcz radosny.

Same znaki zapytania

Nikt nie wie, dlaczego Mariusz nie wrócił do domu. Nie wiadomo także, co robił między wyjściem ze sklepu o 20 a 21.30, kiedy to ostatni raz był widziany. Ze sklepu do mostu jest około 15 minut drogi, ale monitoring przy moście jest od jakiegoś czasu nieczynny, nie można więc tego w żaden sposób sprawdzić. Jeśli chodzi o monitoring w innych częściach miasta, to również był później sprawdzany (tam gdzie się tylko dało, np. na stacjach benzynowych), ale nigdzie nie rozpoznano Mariusza.

Mijają kolejne dni, po Mariuszu nie ma żadnego śladu. Policja z Wieliczki (która prowadzi sprawę) cały czas działa: ma już kod DNA zaginionego i sprawdza bazy NN – bez rezultatu.

Najbliższych dziwi fakt, że w poszukiwania Mariusza w ogóle nie angażuje się jego dziewczyna; nigdy później nie pyta się nawet, czy mężczyzna się odnalazł.

Jest jeszcze jedna sprawa, która bardzo martwi rodzinę zaginionego: rozwieszane przez nich plakaty zrywane są za każdym razem, i jest to wyraźnie celowe działanie. Znikają zwłaszcza te plakaty, które rozwieszane są w Niepołomicach i Zabierzowie Bocheńskim, i nic nie pomagają dopisywane na plakatach prośby, żeby zaprzestać tego procederu. Nigdy nie wyjaśnia się, kto to robił i jaki cel mu przyświecał.

Numer do zaginionego

W czerwcu, parę miesięcy po zaginięciu brata, do domu Beaty dzwoni Sławomir, jego dalszy kolega, i prosi Mariusza do telefonu. Gdy Beata po kilku chwilach jest w stanie już przemówić i przekazuje mu, że jej brat zaginął i od 19 stycznia nikt nie ma z nim kontaktu, Sławomir jest bardzo zaskoczony – informuje ją, że Mariusz przecież kontaktował się z nim jakieś dwa lub trzy miesiące temu, tj. w marcu lub w kwietniu 2015, czyli na pewno po swoim zaginięciu! Kolega twierdzi, że Mariusz zadzwonił wtedy do niego i przekazał mu, iż nie jest już ze swoją dziewczyną, że nie mieszka również z rodziną, że przebywa na terenie Krakowa i chciałby się z nim (Sławomirem) spotkać; dodał, że nie poda mu adresu, tylko wyjdzie na jego spotkanie, gdy się umówią. Tego dnia jednak się nie umówili.

Beata prosi Sławomira o podanie numeru, z którego dzwonił Mariusz. Mężczyzna informuje, że nie jest już w posiadaniu karty SIM, którą miał w swoim aparacie, gdy dzwonił do niego Mariusz, ale obiecuje, że poda go jutro, gdy znajdzie kartę i przełoży do obecnego aparatu.

Następnego dnia Sławomir podaje ów numer. Beata zapisuje go i natychmiast dzwoni na policję, prosząc o sprawdzenie tego numeru. Sama nie decyduje się zadzwonić, gdyż nie chciałaby spłoszyć brata.

Mija dosłownie pół godziny, gdy do Beaty telefonuje Sławomir i mówi jej, żeby wyrzuciła numer, bo on nie ma już tej karty.

Beata jest bardzo zdenerwowana faktem, że otrzymuje sprzeczne informacje i żąda natychmiastowych wyjaśnień. Kolega Mariusza odpowiada wymijająco, Beata nie dowiaduje się już niczego.

Ale wkrótce numer podany przez Sławomira zostaje sprawdzony przez policję. Okazuje się, że ów numer nie jest zarejestrowany i nie można go przypisać do żadnej osoby; jest on już zresztą od jakiegoś czasu nieczynny.

Najbliżsi zaginionego wielokrotnie potem rozmawiają przez telefon zarówno ze Sławomirem, jak i nawet z jego siostrą, która obecna była podczas owej rozmowy brata z Mariuszem. Sławomir przesłuchiwany jest także kilka razy przez policję i zawsze konsekwentnie podtrzymuje to, co powiedział za pierwszym razem.

Znów znaki zapytania

Jakiś czas później ktoś z rodziny męża Beaty informuje, że podobny do Mariusza mężczyzna na przestrzeni niespełna miesiąca widziany był w towarzystwie jakiejś dziewczyny kilka razy na przystanku na terenie Podkarpacia – ale nigdy potem już się tam nie pokazał i nikomu nie udaje się zweryfikować tej informacji.

Beata natrafia również na zdjęcie mężczyzny, który brał udział w biegu na Śląsku. Mężczyzna ze zdjęcia ma założony kaptur, ale dość dobrze widoczna jest jego twarz: rzeczywiście podobny jest do zaginionego. Dzięki zgłoszeniu tego faktu na policję udaje się go zidentyfikować: to nie jest Mariusz, to po prostu mężczyzna będący niemal jego sobowtórem.

Rodzina działa także na własną rękę, robiąc co tylko się da: wciąż rozwiesza plakaty z informacjami o zaginięciu na drzwiach sklepów i na przystankach w Niepołomicach, także w Krakowie, Woli Zabierzowskiej, Wieliczce.

Dzięki staraniom najbliższych sprawa trafia do programu „Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie”: 24 lutego 2017 wyemitowany zostaje materiał filmowy na temat zaginięcia Mariusza. Ale także i po programie nie wpływają żadne informacje.

Odebrany telefon

Beata, która po zaginięciu brata regularnie dzwoniła pod jego numer (najpierw bardzo często, potem już nieco rzadziej) nie jest w stanie zarzucić tego nawyku i mimo upływu kolejnych lat, raz na trzy lub cztery tygodnie telefonuje pod numer brata. Zawsze słyszy to samo: automat poczty głosowej.

Niczego innego nie spodziewa się również, gdy wykonuje taki telefon któregoś dnia w lipcu 2017 roku – i niemalże doznaje zawału serca: w telefonie słychać sygnał!!!

Gdy po chwili odzywa się głos obcego mężczyzny, Beata ledwie jest w stanie wydobyć z siebie zapytanie: „Skąd ma pan numer mojego brata?!”

Mężczyzna spokojnie odpowiada, że numer ten dostał z Orange. Beata informuje go, że w związku z zaginięciem jej brata, poprzedniego właściciela tego numeru, będzie musiała zgłosić ten fakt na policję. Mężczyzna nie ma nic przeciwko temu.

Zaraz po tej rozmowie Beata telefonuje do Orange i pyta, czy jest możliwe, że numer osoby zaginionej (i tym samym wciąż poszukiwanej) używany jest przez kogoś innego. Firma odpowiada, że to możliwe: standardową procedurą jest to, że numer telefonu nieużywany przez określony czas przekazywany jest innemu użytkownikowi.

Żałoba bez końca

Beata ma poczucie bezsilności, wyczerpała już wszelkie możliwości działania. Chciałaby przynajmniej wiedzieć, że brat żyje i ma się dobrze. Zdaje sobie sprawę, że być może nie wiedziała wszystkiego o swoim bracie, mimo że była z nim bardzo związana od dziecka. Być może spotykał się w ostatnim czasie, przed zaginięciem, z jakąś kobietą? Dowiedziała się na przykład, że około półtora miesiąca przed zaginięciem Mariusz zamawiał na placu spódnicę o rozmiarze 48. Jego dziewczyna była bardzo szczupła, wiec ten zakup nie był z pewnością dla niej; nie wiadomo do dziś, dla kogo był przeznaczony (brat zaś nigdy już tej spódnicy nie odebrał).

Jeśli zaś Mariusz nie żyje, to Beata chciałaby to wiedzieć i odnaleźć jego ciało, by móc go godnie pochować i zapalić znicz na jego grobie.

11 komentarzy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

  1. Bardzo sumnte a Beata to super kochana a Siostra zycze wytrwalisci I mam nadzieje ze sie odnajdzie xxx zgadza sie artykuł jest napisany bardzo dobrze az chce sie czytać do końca

  2. Dzisiaj trafiłam na temat tego zaginionego. Ogromnie współczuję rodzinie. Nie wyobrażam sobie życia w takim zawieszeniu. Mam nadzieję, że odnajdzie się cały i zdrowy jednak kiedy czytam, że był rozradowany w tym dniu przypomina mi się historia pewnej Pani która zaginęła w mojej rodzinnej miejscowości. Później okazało się, że się powiesiła ale właśnie wszyscy zgodnie twierdzili, że w dniu kiedy zniknęła była uśmiechnięta i zadowolona. Słyszałam, że ludzie którzy chcą popełnić samobójstwo bardzo często po podjęciu takiej decyzji właśnie tak się zachowują. Jednak w tym przypadku wspominacie, że planował wyjazd a to akurat nie jest typowe dla potencjalnych samobójców mam więc ogromną nadzieję, że się odnajdzie. Mieszkam obecnie w Krakowie i będę starała się wypatrywać tej twarzy. Czy wiadomo o czym mówiły SMSy, które wysyłał w tym dniu do byłej dziewczyny? Myślę , że ta dziewczyna może czuć się winna i sama woli wierzyć w to, że on żyje i wierzyć w to, że gdzieś istnieje i nie jest w jej “psychicznym” interesie dowiedzieć się, że nie żyje przez nią. Sądzę, że ona sama myśli, że on popełnił przez nią samobójstwo ale nie chce zmierzyć się z prawdą dlatego nie chce go znaleźć bo podświadomość podsuwa jej wersję, że jeżeli się znajdzie to martwy i wtedy już będzie wiadomo, że przez nią się zabił i będzie musiała żyć w poczuciu winy. Myślę, że przeczuwała taki scenariusz stąd telefon do siostry. Myślę, że w ten sposób chciała przerzucić opiekę nad nim (niby był jej obojętny,miała go dość ale nie chciał mieć go na sumieniu). Czy przeszukano inne miejsca w których mógłby popełnić samobójstwo? Czy były psy tropiące? Niemniej jednak dziwne jest to zdzieranie plakatów i faktycznie wersja z pozorowaniem swojego zaginięcia i wersja z zabójstwem zdają się być realne. Dziwny jest też telefon kolegi, który twierdzi że z nim rozmawiał bo w czyim interesie było aby rodzina wierzyła, że z Mariuszem jest wszystko ok? Chyba, że jakiś oszust chciał kogoś naciągnąć na kasę. Ten temat powinien być w pierwszej kolejności wyjaśniony ale rozumiem, że to niemal niemożliwe. Skoro Mariusz miał tyle tatuaży to możliwe, że jeżeli żyje to będzie chciał zrobić kolejny więc może środowisko “tatuażystów” go gdzieś zauważy. Jeżeli tata Mariusza miał problem alkoholowy on też “genetycznie” może zacząć mieć ten problem i nie chcieć się pokazywać rodzinie w takim stanie- ze wstydu . Dziwne jest też to zamawianie spódnicy, w takim rozmiarze mogłaby chyba na niego pasować. Może faktycznie chciał się ukryć. Może być daleko stąd i mieć psychiczną satysfakcję, że zrobił na złość swojej dziewczynie. Ukarał ją. Nawet dobrzy ludzie są do tego skłonni. Niestety. Mam nadzieję, że nie napisałam niczego co byłoby zbyt bolesne dla rodziny. Naprawdę chciałabym pomóc stąd ta AMATORSKA interpretacja. Trzymam kciuki za rozwiązanie. Ta sprawa zapadnie w mojej świadomości tak jak sprawa Iwony Wieczorek. Może temu, że jestem w podobnym wieku jak ci zaginieni. Bardzo podziwiam p. Beatę za determinację i dziękuję autorowi strony za obrazowe opisanie zaginięcia.

    • Witam. Policja przesłuchiwała kolegę który dzwonił do mnie. On pochodzi z terenów Podkarpacia prawdopodobnie byli umówieni w dniu zaginięcia. Treś smsa prawdopodobnie była że chciałbym skoczyć z mostu ale tego nie zrobię ponieważ boję się śmierci. Była dziewczyna Mariusza podczas rozmowy mówiła że On zostawił list pożegnalny to nie prawda w miejscu które wskazała nic nie było. Zmieniała non stop zeznania za każdym razem mówiła co innego.

  3. Tak sobie jeszcze myślę o tym telefonie od kolegi. Może Mariusz miał u tego kolegi jakiś dług i kolega stwierdził coś w stylu “mnie nie nabierzesz, że zaginąłeś” dlatego postanowił zagrać w ciemno i udawać, że Mariusz do niego dzwonił bo liczył na to, że siostra się “wygada” i powie, że tak naprawdę to się ukrywa (chociaż w tym przypadku dziwiłoby mnie, że chciałoby mu się w tym celu kupować osobne karty SIM i bawić się w pozorowany telefon). Jeżeli faktycznie Mariusz byłby jego dłużnikiem to Sławomir mógł się do tego nie chcieć przyznać żeby policja nie podejrzewała go o zaginięcie Mariusza. Im dłużej o tym myślę tym bardziej skłaniam się ku 2 wersjom 1) Samobójstwo ale nie koniecznie przez wskoczenie do rzeki. Mógł pójść przed siebie i iść aż skończyły mu się siły. Tereny na których zaginął zdają mi się (patrzę na mapy google) trudne do przeszukania. Sama rzeka także. Nie byłoby to moim zdaniem niemożliwe, że ciało nie zostało znalezione 2) Mariusz miał dług może właśnie u Sławomira, problemy w związku i postanowił zacząć nowe życie. Uważam jednak, że powinno się gruntownie przeszukać obszar zaginięcia pytanie jak to zrobić po tylu latach 🙁

  4. Moim zdaniem on po prostu uciekł. Może chciał się odciąć od tego wszystkiego. Nie układało mu się w życiu i zaczął gdzieś indziej. Może nawet ta dziewczyna wie co on zrobił.

  5. Nadal ciężko mi uwierzyć, że w XXI wieku ktoś może zapaść się pod ziemię – uciec bez zarejestrowania się na kamerach, żyć bez legitymowania się dokumentem tożsamości, żyć bez pieniędzy, ukrywać się bez rozpoznania przez ludzi, którzy mieli styczność z tą sprawą (w końcu doniesienia o tym, że był widziany są z okolicznych miast a nie z drugiego końca polski czy zza granicy).
    Fascynujące, że to zaginięcie może być umyślne. Z drugiej strony zastanawia dziwne zachowanie dziewczyny – jak można nie interesować się losem bliskiej osoby? W końcu rozstali się zaledwie kilka godzin wcześniej…. I brak kontaktu z rodziną pomimo dobrej więzi z siostrą – trzeba mieć albo dobry powód (a takiego tu nie widzę) albo trzeba być bardzo wyrachowanym i nieempatycznym.
    Myślę, że niestety przydarzyło mu się coś złego. Być może padł ofiarą przestępstwa – to wyjaśniałoby brak ciała i dziwnie znikające plakaty…

    Bardzo dobry artykuł. Życzę rodzinie, żeby dowiedziała się prawdy.

  6. Też tak mi się wydaje. Mógł właśnie na to Podkarpacie. Myślę, że jest to miejsce gdzie można się łatwiej ukryć. Nie chciał się zabić, ale chciał by każdy tak myślał więc porzucił swoje dotychczasowe życie. Co do zrywanych plakatów uważam, że była to po prostu złośliwość ze strony innych. Zachowanie jego byłej już dziewczyny też jest dość dziwne, ale może także chciała się od tego już odciąć

%d bloggers like this: