Zaginięcie trzyipółletniego Dirka Schillera jest jedną z najgłośniejszych spraw byłego NRD. Jej materiał tworzy wręcz filmowy scenariusz – to dramatyczna historia rodzinna, do której wkracza polityka reżimu; przede wszystkim to jednak historia o matce, która od blisko 40 lat nie przestaje szukać swojego dziecka.
Wczasy z zakładu pracy
Jest rok 1979, przełom lutego i marca. W NRD, jak i wielu innych krajach Europy, panuje właśnie zima stulecia. Dwudziestoośmioletnia Heidi Schiller jest na wczasach w miasteczku Stolberg w Górach Harzu. To wczasy rodzinne, które Heidi, pracująca jako opiekunka praktykantów, otrzymała od swojego zakładu pracy w ramach zwyczajowego ówcześnie „uznania zasług” – wraz z nią jest także mąż Rolf oraz dwójka ich dzieci. Córeczka Silvia ma sześć lat, a synek Dirk – trzy i pół roku. Cała rodzina cieszy się każdym dniem tego wspólnego zimowego urlopu, a czas mija bardzo szybko.
Parking
Sobota, 10 marca, to ostatni dzień wczasów i trzeba już wyjeżdżać. Ale Heidi wraz z rodziną postanawiają zwiedzić jeszcze Heimkehle, największą jaskinię krasową w NRD. Do jaskini są ok. dwie godziny drogi, więc wyruszają wcześnie rano, a po drodze robią jeszcze zakupy. Gdy docierają na miejsce, okazuje się, że jaskinia jest jeszcze nieczynna (w zimie można ją zwiedzać dopiero od godz. 10).
Heidi, mąż i dzieci wracają więc na parking, na którym, prócz ich własnego trabanta, stoi teraz jeszcze jedno auto. To duży, ciemnoniebieski moskwicz, raczej rzadki okaz – w NRD podobnymi samochodami jeżdżą partyjne „szychy”; w aucie siedzą dwie osoby, kobieta i mężczyzna. Ale o tym Heidi i Rolf przypomną sobie dopiero później, teraz są beztroscy i starają się wykorzystać każdą chwilę z tych ostatnich godzin urlopu. Brnąc po głębokim śniegu, cała czwórka kieruje się z parkingu w stronę zbocza, w dole którego płynie strumień. Zbiegają na dół – strumień jest całkowicie zamarznięty.
Dzieci na śniegu
Podczas gdy dzieci bawią się, rysując patykami znaki na zamarzniętej tafli wody, rodzice wracają do auta, żeby przełożyć do bagażnika zrobione w drodze zakupy – produkty spożywcze leżą bowiem na podłodze przy siedzeniu obok kierowcy, co nie jest ani wygodne, ani bezpieczne w czasie podróży. Heidi i Rolf tym samym tracą na jakiś czas dzieci z oczu, mimo że nie są wcale daleko od nich.
Mija pięć lub najwyżej dziesięć minut (później trudno to dokładnie określić), gdy nagle podbiega do nich Silvia. „Gdzie jest Dirk?” – pyta Heidi. Silvia odwraca się i mówi, że przed chwilą jeszcze za nią szedł. Ale chłopca nie widać.
Gdzie jest Dirk?
Heidi i Rolf zaczynają szukać dziecka. Na razie jeszcze są spokojni, idą w stronę strumienia, a potem wzdłuż niego, w dwóch kierunkach. Wołają głośno jego imię. Wokół panuje jednak cisza, a Dirka nigdzie nie ma. Obydwoje czują, że zaczynają wpadać w panikę. Rolf wchodzi na taflę zamarzniętej wody w strumieniu. Jego powierzchnia jest tak twarda, że lód ani drgnie – czyli Dirk nie mógł tutaj w żadnym razie wpaść do wody.
Poszukiwania
Rodzice zawracają więc i biegną w stronę wejścia do jaskini (w międzyczasie już otwartej). Mijają parking – na którym nie ma już moskwicza, ale to skojarzą dopiero później – i wpadają na portiera, pytając, czy nie było tu małego chłopca o pucołowatych policzkach, w białej grubej czapce i zielonej kurtce.
Portier mówi, że takiego dziecka tu nie było, za to natychmiast powiadamia straż pożarną i policję, których jednostki znajdują się w leżącym niedaleko mieście Sangerhausen.
Przybyli na miejsce mundurowi pracują z zaangażowaniem, zaczynając od prób odnalezienia śladów butów Dirka na śniegu. Okazuje się to jednak niemożliwe, gdyż – gdziekolwiek były – przykrył je już padający wciąż śnieg. A może Dirk pobiegł w kierunku płynącej dalej rzeki? Rodzice zapewniają jednak, że na polu, po którym dziecko musiałoby przejść, aby dojść do rzeki, nie było żadnych śladów, a sprawdzali to już kilka czy kilkanaście minut po zniknięciu chłopca.
Powrót do Görlitz
Po około dwóch godzinach poszukiwań na miejscu zjawia się agent Stasi (czyli pracownik enerdowskiego Ministerstwa Bezpieczeństwa Państwowego) i przeprowadza z policjantami i strażakami krótką rozmowę, po której poszukiwania zostają zakończone. Rodzicom podane zostaje wyjaśnienie, że chłopiec z pewnością utonął w rzece.
Heidi i Rolf nie przyjmują tej wersji do wiadomości i pozostają na miejscu jeszcze przez kilka dni, krążąc po okolicy w poszukiwaniu czegokolwiek, co mogłoby naprowadzić na ślad Dirka. Niczego jednak nie znajdują i w końcu zmuszeni są wrócić do rodzinnego Görlitz.
Moskwicz
I właśnie podczas tej podróży Heidi nagle przychodzi na myśl moskwicz – kobieta uświadamia sobie, że jego pasażerowie mogli mieć jakiś związek ze zniknięciem Dirka albo przynajmniej mogliby być cennymi świadkami, bo przecież skoro odjechali, to musieli wracać przez pola, po których może akurat wtedy błądziło dziecko; poza tym musieli też przejechać przez most na rzece. Heidi przypomina sobie nawet, że samochód miał tablice rejestracyjne z Lipska.
Przybywszy do Görlitz, Heidi i Rolf informują o tym policję, prosząc o ustalenie personaliów osób z moskwicza. Ale mijają tygodnie, a w sprawie nie dzieje się nic. Policja kryminalna zresztą w ogóle nie kontaktuje się z rodzicami chłopca. Heidi pisze pisma z zapytaniami, składa skargi – bez rezultatu. Parę miesięcy później, podczas jednej z wizyt na komendzie, funkcjonariusz sugeruje jej nawet, żeby złożyła wniosek o uznanie Dirka za zmarłego. Heidi jest akurat w ciąży, a brzuch jest już widoczny; policjant, patrząc na nią wymownie, dodaje: „Przecież niedługo będzie Pani miała kolejne dziecko” (1). Heidi i Rolf Schiller kategorycznie odmawiają uznania Dirka za zmarłego.
Agent z Berlina
Pewnego jesiennego dnia, pół roku po zaginięciu synka, Heidi i Rolf otrzymują oficjalne polecenie, że mają następnego dnia pozostać w domu, gdyż przyjedzie do nich ważny urzędnik z samego Berlina, i to specjalnie po to, żeby poinformować ich o „najnowszych ustaleniach w sprawie Dirka”. W rodzicach budzi się nadzieja.
Ale urzędnik, który legitymuje się jako pracownik Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, nie ma do powiedzenia niczego nowego; informuje tylko o tym, że śledztwo zostało przeprowadzone prawidłowo. Gdy Heidi pyta, czy ustalono personalia osób, które były w moskwiczu, urzędnik potwierdza i dodaje: „Ale oni nie chcą z Państwem rozmawiać. Sami mają trójkę dzieci, nie potrzebowaliby uprowadzać dziecka. Poza tym polecieli do Moskwy” (2).
Heidi i Rolf nie mogą pojąć tego, że rodzice trójki dzieci mogliby w takiej sytuacji odmówić kontaktu z innymi rodzicami. I o co chodzi z tym wyjazdem do Moskwy? Żadnego wyjaśnienia nie otrzymują.
Wizytę urzędnika odchorowują psychicznie przez wiele tygodni.
„Chcemy wyjechać”
Kierowane do władz pytania, prośby i skargi pozostają bez żadnych odpowiedzi. Rodzicom Dirka przychodzi na myśl, że jeśli choć na krótko wyjechaliby do RFN, to może stamtąd dałoby się coś zdziałać. Składają wniosek o zezwolenie na wyjazd za granicę. Odpowiedzi nie ma przez lata, aż w końcu przychodzi informacja o ostatecznym odrzuceniu ich prośby.
W tym momencie od zniknięcia Dirka mijają już 4 lata. Rolf po raz pierwszy ma wątpliwości, czy dalsza walka ma sens; czuje, że obydwoje inwestują czas i energię i być może zaniedbują Silvię i Claudię.
Gdy władze orientują się, że Heidi i Rolf Schiller próbowali w sprawie syna nawiązać kontakty na Zachodzie (z instytucjami zajmującymi się poszukiwaniem zaginionych), postanawiają ich aresztować.
Areszt
Heidi zostaje zabrana wprost spod przedszkola, do którego właśnie zaprowadziła małą Claudię i odprowadzona do auta, w którym już siedzi jej mąż.
Wyrok: cztery i pół roku więzienia za przekazywanie informacji oznaczających zdradę kraju, paragraf 99: „Kategorycznie zakazuje się udostępniania organizacjom zagranicznym informacji, które szkodzą interesom NRD.”
Po piętnastu miesiącach pobytu w więzieniu w Budziszynie Heidi i Rolf zostają wykupieni przez RFN (wykupywanie więźniów politycznych to ówcześnie dość powszechny proceder, który władze NRD uprawiały z prostego powodu: bardzo potrzebowały dewiz).
Wreszcie po drugiej stronie Żelaznej Kurtyny
W maju 1985 roku Heidi i Rolf wraz z dziećmi wyjeżdżają na upragniony Zachód, do Magdeburga. Tu, czując się wreszcie wolna, Heidi opisuje szczegółowo swoje przeżycia związane z historią zniknięcia Dirka. Udaje jej się zainteresować tematem dziennikarkę, która na podstawie tych wspomnień pisze książkę. Ukazuje się ona w 1988 roku, ma tytuł „Wo ist Dirk, Herr Honecker?” („Gdzie jest Dirk, panie Honecker?“). Tytuł książki jest jednocześnie swego rodzaju apelem, skierowanym do ówczesnego przywódcy NRD, bo Heidi uważa, że sprawa zaginięcia jej syna była i jest tuszowana przez władze tego kraju.
Heidi nie ma wtedy pojęcia, że nazwisko Honecker pojawi się jeszcze w jej życiu, i to w ścisłym związku ze sprawą Dirka. Na razie jednak kobieta musi się zmierzyć przede wszystkim z problemem swojego rozwodu: małżeństwo jej i Rolfa się sypie. W końcu się rozwodzą. Nie da się w prosty sposób zważyć i zmierzyć, w jakiej części przyczyniło się do tego zniknięcie Dirka, ale na pewno nie było ono bez znaczenia.
Trudne nowe początki
Heidi nie jest łatwo, ale się nie poddaje. Wkrótce nawet kogoś poznaje i powtórnie wychodzi za mąż. Kobieta wciąż działa w sprawie syna, ale kolejne śledztwa są umarzane. Siedemnastoletnia córka Silvia wyprowadza się, bo nie może już znieść bezustannej obecności w domu tematu „Dirk” – po tych 10 latach, które minęły od zaginięcia brata, sprawa jest dla niej nie do wyjaśnienia i czas wreszcie zapomnieć.
Ale Heidi zapomnieć nie może. Zleca ekspertowi sporządzenie portretu progresywnego syna. Portret ten, pokazujący, jak mógłby wyglądać Dirk w wieku 30 lat, prezentowany jest w telewizji oraz w prasie, za każdym razem gdy Heidi uda się doprowadzić do nagrania jakiegoś programu lub do publikacji artykułu.
Pod koniec lat 90-tych ze strony losu spotyka ją kolejny cios: jej drugi mąż umiera na raka.
„Czy to on?!”
Heidi próbuje działać w rozmaitych organizacjach zajmujących się poszukiwaniem zaginionych, a gdy z biegiem lat zaczyna się zwiększać zasięg i popularność Internetu, działa także w mediach społecznościowych, zakłada – również na Facebooku – rozmaite strony na temat zaginięcia Dirka, publikując przy tym jego zdjęcia, a także portret progresywny.
W 2011 roku kobieta niespodziewanie otrzymuje informację o tym, że Dirk na swoich zdjęciach z dzieciństwa bardzo podobny jest do Roberto Yaneza, wnuka NRD-owskiego przywódcy Honeckera. Roberto jest synem córki Honeckera Sonji, mieszkającej w Chile; do niej to zresztą w 1993 roku wyjechał (wtedy już były) przywódca NRD, oskarżony wkrótce po upadku muru berlińskiego o zdradę stanu, korupcję i zbrodnie popełnione w czasie zimnej wojny.
Heidi patrzy na zdjęcia Roberta i uznaje, że podobieństwo jest ogromne. Sprawdza w Internecie informacje na temat życia prywatnego Honeckerów. Roberto mieszka w Chile. W Internecie brak jego zdjęć z wczesnego dzieciństwa (choć są te z późniejszego okresu), a wiek mężczyzny zgadzałby się z wiekiem Dirka. I to podobieństwo – według Heidi Roberto bardzo przypomina jej byłego męża, ojca Dirka, gdy był młodszy, a poza tym jest również podobny do jej córek, zwłaszcza starszej Silvii.
Heidi nie waha się i przez portal społecznościowy wysyła do Roberta wiadomość. Wyjaśnia całą sprawę i tłumaczy, że jako matka chciałaby mieć pewność i dlatego prosi go o zrobienie testu DNA; pisze, że w tej sprawie gotowa jest się zjawić osobiście w Chile.
Roberto odpisuje jej jeszcze tego samego dnia. Informuje Heidi, że z pewnością nie może być jej synem; wyraża zrozumienie dla jej cierpienia, a także nadzieję, że w końcu dojdzie do prawdy, ale nie życzy sobie dalszej korespondencji i jakichkolwiek kontaktów. Heidi pisze do niego ponownie, ale nie otrzymuje już żadnej odpowiedzi.
Czy będzie zakończenie?
Na przestrzeni lat było jeszcze kilka takich sytuacji, gdy Heidi myślała, że znalazła swego syna. W każdym z tych wypadków zgłaszała sprawę na policję, działała, pytała, dzwoniła, szukała świadków; nie znalazła niczego konkretnego, ale po prostu robiła, co się dało.
Tak czy inaczej Heidi wie jedno: mimo że wkrótce minie 40 lat od zaginięcia jej syna, nie przestanie szukać go NIGDY.
Przypisy
(1) Mitteldeutsche Zeitung, 17.11.11, Katrin Löwe: Verschwundenes Kind. Spur der Hoffnung nach 32 Jahren.
(2) Stuttgarter Zeitung, 8.09.14, Marco Lauer: Die Hoffnung stirbt zuletzt.
Sprawa dla mnie jest prosta. Chłopczyk został uprowadzony na rzecz rodziny Honeckera. Moskwicz, który był rzadkością i używany przez ludzi władzy i związanych z nią. Agent wyciszający sprawę i brak reakcji organów ścigania. Przykra bardzo sprawa.
Moim zdaniem Roberto Yanez to fałszywy trop. Mężczyzna jest rzeczywiście podobny do progresji wiekowej Dirka. Jednak trzeba pamiętać, że ludzie często mają sobowtórów. Mój sobowtór nazywa się TAK SAMO jak ja, ma tylko ok. dwadzieścia lat więcej. Kiedy mojej kilkuletniej siostrzenicy pokazano zdjęcie mojego sobowtóra (znalezione na Facebooku), młoda myślała, że to ja, tak samo mój szwagier, moi znajomi. W pierwszej chwili myślałam, że ktoś ukradł moją tożsamość, że założono fałszywe konto z moimi danymi. Po chwili zauważyłam niewielkie, niedostrzegalne na pierwszy rzut oka różnice. Jednak pozostał pewien dyskomfort, że gdzieś w moim kraju istnieje ktoś, kto wygląda i nazywa się jak ja.
Swietny artykuł, jak wszystkie na tej stronie! Moja uwage zwraca to, jak bardzo poszukiwania zaginionego dziecka wplynely na zycie i dziecinstwo pozostalych dzieci – do tego stopnia, ze tak mloda dziewczyna nie moze juz tego wytrzymac i wyprowadza sie 🙁 mysle ze w obliczu tej tragedii corki mocno zeszly na drugi plan.
Podobno zidentyfikowali kogoś jako Dirka. Widziałam na niemieckich stronach, jednak nie rozumiałam całości. Ktoś ma jakies informacje?
Na stronie na fb zostało napisane, ze chłopiec (już dorosły mężczyzna) odnalazł się. DNA wykazało, ze to mężczyzna z Sangerhausen.
Oryginalny tekst: „ Eine von uns veranlasste DNA hat ergeben, dass Dirk der Mann aus Sangerhausen ist, den wir durch eine Freundin gefunden haben.”
Tak, ale to są raczej pobożne życzenia… Na tejże samej stronie poniżej jest m.in. taki komentarz: Nachdem die Neuigkeit hier gepostet wurde, hat die Mitteldeutsche Zeitung nochmal recherchiert und lt. Polizei gäbe es keine neuen Erkenntnisse. “Nach wie vor muss von einem tragischen Unglücksfall ausgegangen werden”. Die Recherchen der Polizei haben ergeben, dass dieser Junge bereits Monate vor Dirks Verschwinden von einer Sangerhäuser Familie adoptiert wurde.
(der Artikel ist nachzulesen in der MZ, Ausgabe Sangerhausen vom 09.11.19).
Heidi po prostu nie chce przyjąć do wiadomości rzeczy oczywistych – polecam lekturę: https://www.focus.de/regional/sachsen-anhalt/suedharz-dna-probe-bringt-gewissheit-dirk-schiller-lebt-nicht-in-sangerhausen_id_9715884.html
Niestety, po wynikach testów DNA definitywnie wykluczono aby mężczyzna z Sangerhausen był zaginionym Dirkiem. W tej sprawie już praktycznie wszystko wiadomo ale czy to co wiadomo jest prawdą? Czy mały faktycznie przeżył potrącenie przez Moskwicza, tego który stał wtedy na parkingu i w którym siedzieli agenci Stasi którzy obserwowali od jakiegoś czasu rodzinę? A może , jak wyjaśnia inny były oficer Stasi przeżył i został odwieziony do szpitala, a później przeznaczony do adopcji. To była stała praktyka ubecka w DDRach, tak rozliczano się z krnąbrnymi obywatelami, niejeden do dziś szuka swoich dzieci po świecie. To jeden z wielu przypadków. Ta sprawa się nigdy nie wyjaśni do końca bo macki byłych agentów do dziś są długie, ten który to opowiedział zapewne powiedział tylko tyle ile chciał, sam przyznał że wszyscy z nich mają poukładane dobre życie, poustawiane na wysokich stanowiskach dzieci, w policji, prokuraturze i polityce. Że do dziś niczego nie robią bez porozumienia i zgody towarzyszy. Agent który porwał małego Dirka, albo jak twierdzą potrącił na parkingu miał w planach zamordowanie tej kobiety bo za dużo szczekała na portalach, forach i facebooku. Wysyłano jej listy z zatrutymi produktami spożywczymi żeby ją wystraszyć. Kiedyś starzy towarzysze wymrą ale dzieło będą kontynuować ich poustawiane dzieci. Ja osobiścię myślę że chłopczych nie przeżył potrącenia.
To jest mój ulubiony artykuł! Ma niepowtarzalną atmosferę – te lata osiemdziesiąte, śnieg, nagłe zniknięcie chłopca… Dzięki za tę czarodziejską atmosferę!!!