Jest rok 1990. To w Polsce trudny czas: po przełomie 1989 roku dokonują się gwałtowne przemiany we wszystkich niemal obszarach życia, zmienia się ustrój, gospodarka i struktura społeczna; w kraju panuje wrażenie ogólnego chaosu. W marcu 1990, gdy rozpoczyna się opisana poniżej dramatyczna historia, istnieje jeszcze milicja, w kwietniu jest już policja – należy przypuszczać, że ów chaos w rozmaitych instytucjach nie pozostał bez wpływu na los Tomka Cichowicza…
Sobota
Jolanta Cichowicz wraz z mężem i czteroletnim synem Tomkiem mieszka w Dobrym Mieście. Dobre Miasto położone jest ok. 25 km na północ od Olsztyna, nad rzeką Łyną. Rzeka ta płynie zresztą w pobliżu domu, w którym mieszka Jolanta z rodziną.
Jest sobota, 17 marca. Jolanta wychodzi do pracy. Jej czteroletni synek Tomek w tym dniu wyjątkowo niechętnie rozstaje się z mamą, wręcz nie chce jej wypuścić z objęć. Dopiero wtedy, gdy Jolanta obiecuje mu, że wieczorem obejrzą wspólnie film, Tomek się uspokaja. Tuli mamę na pożegnanie – Jolanta wychodzi, Tomek zostaje z tatą.
Jolanta ma pracować do godz. 17, ale – co zawsze podkreśla, wspominając później tamten dzień – około dwie godziny przed planowanym wyjściem zaczyna odczuwać nieokreślony niepokój, który coraz bardziej narasta, jakby coś ją pchało, żeby jak najszybciej wracać do domu.
Zmrok
Wychodząc z pracy Jolanta spotyka znajomego, który podwozi ją na osiedle domków, na którym mieszka. Gdy dociera do domu, widzi męża stojącego na drabinie opartej o ścianę budynku. „Gdzie jest Tomek?” – pyta go od razu. Mąż odpowiada, że Tomek bawi się przed domem.
Jolanta zostawia zakupy w kuchni i wychodzi na zewnątrz, żeby zawołać synka. Nigdzie go nie widać, co powoduje, że kobieta powoli zaczyna wpadać w panikę – przecież Tomek nigdy nie oddalał się zbytnio od domu, a poza tym był nauczony, że ma wracać, gdy tylko zaczyna się ściemniać.
Mama gorączkowo szuka Tomka, udaje się najpierw do jednej sąsiadki, potem do drugiej, ale dziecka nigdzie nie ma. Wraca. Z rozmowy z mężem wynika, że gdy ten po raz ostatni widział chłopca, musiało być około 16.30.
Jolanta tak strasznie się boi, że ma niemal fizyczne odczucie, iż ów strach chwyta ją za gardło.
Na dodatek mąż musi iść do pracy. Jolanta protestuje, ale mąż, jak się zdaje, nie wierzy, że stało się coś poważnego, i nawet zapowiada, że złoi Tomkowi skórę, gdy ten wróci do domu.
Mąż wychodzi, Jolanta idzie do sąsiadki i razem z nią szuka Tomka.
Na milicji
Mąż Jolanty jeździ karetką. W trakcie służby podjeżdża pod dom, by spytać, czy Tomek już wrócił. Gdy dowiaduje się, że dziecka wciąż nie ma, zabiera żonę i jadą razem na posterunek milicji.
Gdy składają zawiadomienie o zaginięciu dziecka, jest mniej więcej godzina 20. Funkcjonariusze przyjmują zgłoszenie, ale nie wyrażają zgody na powiadomienie posterunków straży granicznej o poszukiwaniu chłopca. Jolancie ciężko się z tym pogodzić, gdyż jest pewna, że jej dziecko zostało porwane; jeśli zaś miałoby zostać wywiezione za granicę, to przekazanie informacji straży granicznej jest sprawą kluczową.
Tej wersji milicjanci najwyraźniej zupełnie nie biorą pod uwagę. Zaczynają jednak szukać dziecka tu na miejscu: przejeżdżający ulicami miasta patrol ma się rozglądać za chłopcem w wieku czterech, pięciu lat; niezależnie od tego milicjanci ściągają psy tropiące.
Ślady butów
Przez całą noc Jolanta wraz z sąsiadką krąży po okolicy, obchodząc całe osiedle. Tomek miał w tym dniu kalosze z charakterystyczną podeszwą, której spód odbija w podłożu wzór misia. Jolanta w nocy dostrzega takie właśnie ślady: znajdują się na ślepej uliczce, która prowadzi do budynku, nie mającego płotu z przodu ani z tyłu. Przez posesję tego budynku można dojść do szosy, a wiele osób ma zwyczaj skracać sobie tędy drogę. Ślady prowadzą właśnie do szosy i tam się urywają.
Ściągnięte do akcji wyszkolone psy doprowadzają milicjantów dokładnie do tego samego miejsca. Dziecka jednakże nigdzie nie ma.
Jolanta szuka Tomka na drodze przejazdowej do granicy w Bezledach, u szwagra na wsi, u koleżanki, która mieszka niedaleko jej miejsca pracy. Potem nie ma już pomysłu, co jeszcze mogłaby zrobić. Wraca do domu.
Od czwartej rano do świtu siedzi na taborecie przed domem, czekając na Tomka. Płacze z poczucia niemocy i bezsilności. Tomek się nie zjawia.
Poranek po zaginięciu
Jolanta i jej mąż udają się na komisariat, żeby spytać, czy milicjanci mają jakiekolwiek istotne informacje. Niestety, nie mają niczego.
Rodzice idą więc do kościoła i proszą księdza proboszcza, żeby poinformował parafian o zaginięciu Tomka i poprosił o pomoc w jego odszukaniu. Proboszcz najpierw odmawia, ale w końcu ustępuje.
Jolanta wraca do domu, pod którym tymczasem zebrało się sporo ludzi, poruszonych informacją o zniknięciu dziecka. Sąsiadka, która wraz z nią prowadziła nocne poszukiwania, wskazuje stojącego w pobliżu około 5-letniego chłopca i mówi, że to on wczoraj bawił się z Tomkiem.
Jolanta podchodzi do niego i spokojnym głosem zaczyna rozmowę:
– Bawiłeś się wczoraj z Tomkiem? (Chłopiec potakuje)
– A w co się bawiliście?
– W pedałówkę, to taka zabawa, proszę pani, że rower się stawia na siodełko i kręci się jak najszybciej i najdłużej pedałami.
– I co, Tomek zostawił cię i poszedł do domu?
– Nie, proszę Pani, tu przyszedł taki bardzo brzydki pan.
– Dlaczego brzydki?
– Bo miał takiego dużego wąsa i kurtkę taką do kolan, brązową, jak kora drzewa…
– I co? Ten pan bawił się z wami?
– Nie, rozmawiał z Tomkiem, a później wziął Tomka za rękę i z nim poszedł, o tam! *
W tym momencie chłopiec wskazuje w kierunku drogi, na której Jola w nocy znalazła odciśnięte ślady misia. Jolanta jest przerażona, uświadamia sobie, że to może być opis sceny porwania.
Rzeka
Przekazuje tę informację milicjantom, jednakże oni przyjmują inną wersję: ponieważ praktycznie zaraz za domem płynie rzeka Łyna, zakładają, że Tomek wpadł do niej i się utopił. Są o tym przekonani tym bardziej, że mają świadka, który – jak twierdzi – wczoraj po południu widział chłopca bawiącego się nad rzeką.
Znajomy ojca Tomka, lekarz, ma uprawnienia płetwonurka i odpowiedni sprzęt. Po dobie od zaginięcia sprawdza dno rzeki. Nie znajduje tam niczego, co wskazywałoby na to, że wpadło tu dziecko – a w razie utonięcia jakieś ślady musiałyby przecież być, zwłaszcza ze względu na krótki czas od zaginięcia oraz na fakt, że o tej porze roku dno nie jest jeszcze porośnięte.
Z tego też powodu Jolanta nie wierzy w wersję utonięcia. Jest przekonana, że poszukiwania należy prowadzić pod kątem porwania, i również dlatego tak bardzo zależy jej na tym, żeby milicja przesłuchała pięciolatka, który bawił się z Tomkiem.
Jednakże z niezrozumiałych dla Jolanty powodów jego rodzice nie wyrażają na to zgody. Nigdy więcej nie udaje jej się porozmawiać z chłopcem.
Rzeka raz jeszcze
Rzeka przeszukana zostaje także pięć dni po zaginięciu Tomka. Nurkowie sprawdzają jej większy odcinek, tj. konkretnie na długości dwóch do trzech kilometrów, dosłownie centymetr po centymetrze. Szukają przez cały dzień. Znajdują świniaka utopionego w worku oraz worek z cementem.
Te działania to dla Jolanty tak czy inaczej tylko jakiś sposób na to, by się upewnić, że jej syn żyje i że utonięcie nie wchodzi w grę. Jest tego absolutnie pewna: po pierwsze – zawsze mu tłumaczono, że do wody nie wolno się zbliżać, a Tomek nigdy zakazów nie łamał. Tak jak z tą latarnią przy domu: zapala się zaraz, gdy tylko zaczyna zapadać zmrok; Tomek miał przykazane, że ma wracać do domu zaraz, gdy tylko latarnia się zapala. I zawsze wracał.
Po drugie – Tomek w ogóle bał się wody i dotychczas nigdy się nie zdarzyło, żeby z własnej chęci zbliżył się do brzegu.
Jest jeszcze jeden, być może najistotniejszy powód, dla którego Jolanta nie wierzy w wersję utonięcia: dni mijają jeden za drugim, a ciała nie ma. A w dole rzeki, niedaleko od miejsca, w którym według milicji chłopiec mógł wpaść do wody, leżą zwalone drzewa, tworząc coś w rodzaju tamy. W opinii specjalistów nie ma takiej możliwości, żeby w razie utonięcia ciało dziecka nie zatrzymało się na owej tamie.
„Wiem, że mój syn żyje”
Pół roku po zaginięciu Tomka prokuratura przesyła Jolancie postanowienie o umorzeniu postępowania.
To dla Jolanty straszliwy cios, ale kobieta nic nie jest w stanie poradzić na to, że prokuratura, uwikłana w rozgrywki polityczne, nie wykazuje szczególnego zainteresowania zniknięciem 4-letniego dziecka.
Sprawa Tomka Cichowicza trafia do archiwum, ale Jolanta się nie poddaje, mimo że mijają kolejne miesiące, a potem lata, a w sprawie Tomka nie ma żadnych śladów. Matka nie przestaje działać, robi, co może, odwiedza jasnowidzów.
Sześć lat po zaginięciu Tomka przychodzi na świat syn Karol, ale matka nigdy nie zapomina, że ma także i pierwsze dziecko – wierzy, że jej syn Tomek żyje.
W roku 2008 specjaliści z policji sporządzają tzw. portret progresywny Tomka. Taki portret to rodzaj „postarzonej” twarzy danej osoby. Robi się go na podstawie jej zdjęć, ale także zdjęć osób bliskich (rodziców, rodzeństwa) z różnych okresów ich życia, opierając się na tym, jak z biegiem lat zmieniały się ich rysy twarzy. W przypadku osoby zaginionej powstaje portret jej prawdopodobnego, obecnego wizerunku, co może pomóc w identyfikacji po latach.
Tomek z portretu ma 23 lata.
Przez Internet
Jolanta stara się, tak jak tylko może, rozpowszechniać portret Tomka: jest aktywna na popularnym wówczas portalu „Nasza klasa”, próbuje wpływać na to, żeby w mediach wciąż ukazywały się artykuły o Tomku – po prostu robi wszystko, by sprawa nie popadła w zapomnienie.
W 2014 roku niespodziewanie policja olsztyńska wznawia śledztwo. W bazach sprawdzane jest DNA, przesłuchiwani są dawni świadkowie, a w miejscu i okolicach, w których mieszkał Tomek, policja z użyciem georadaru prowadzi poszukiwania ewentualnych szczątków.
Ale jest to również epoka dalszego intensywnego rozwoju Internetu i mediów społecznościowych. W pierwszej połowie 2015 roku na Facebooku powstaje strona „Tomasz Cichowicz”, poświęcona poszukiwaniom Tomka, a około miesiąc później strona „Missing / Kidnapped Tomasz Cichowicz”, prowadzona przez zaangażowaną w sprawę Iwonę M.
Posty ze zdjęciem Tomka, napisane w różnych językach, udostępniane są na Facebooku i „idą w świat”. Ludzie spontanicznie okazują chęć pomocy. Z wielu krajów napływają zdjęcia mężczyzn podobnych do Tomka. Jolanta ogląda każde z nich, ale przy żadnym nie ma odczucia, że to może być jej syn.
Amerykański żołnierz
Jednakże na początku sierpnia wpływa wiadomość, która okazuje się szczególnie ważna. Przychodzi z konta o nazwie Warner Douglas, którego właściciel sugeruje, że Tomek Cichowicz mieszka w USA. Piszący załącza kilka zdjęć młodego mężczyzny, podobnego do Tomka; na jednym z nich ów mężczyzna stoi obok prezydenta Baracka Obamy.
Iwona, jak zawsze, przesyła otrzymane zdjęcia Jolancie; spojrzawszy na nie, mama Tomka doznaje czegoś na kształt wstrząsu: patrząc w oczy żołnierza widzi spojrzenie własnego syna, i czuje, że to właśnie on.
Jolanta jest pełna nadziei, zwłaszcza że niemal wszyscy, którzy widzą zdjęcia, zgadzają się co do tego, że Amerykanin jest bardzo podobny do Tomka na portrecie progresywnym.
Konto, z którego wysłano wiadomość, jest fikcyjne i wkrótce potem zostaje usunięte, nie można się więc skontaktować z autorem wiadomości. Na dodatek nie można znaleźć żadnego Warnera Douglasa, którego wygląd pasowałby do przesłanych zdjęć.
Ale w końcu udaje się ustalić, że mężczyzna na przesłanym zdjęciu to Ryan P. Ryan jest żołnierzem, odznaczonym zresztą przez prezydenta Baracka Obamę „Medalem honoru” za bohaterstwo w czasie wojny w Afganistanie. Na wielu stronach internetowych można znaleźć informacje na jego temat, choć trudno np. określić jego datę urodzenia, gdyż różne źródła podają różne dane (choć w ogólności jego wiek zgadza się z tym, jaki miałby obecnie Tomek).
Jeśli chodzi o wczesne lata życia Ryana, to nie ma zbyt wielu informacji. Jego babcia wspomina w wywiadzie, że „nie miał łatwego dzieciństwa” i „musiał walczyć o przetrwanie od najmłodszych lat”. Ryan nie nosi tego samego nazwiska, co jego rodzice. Ma przyrodniego brata, który także ma inne nazwisko. Wiadomo też, że dziadek chłopca miał polskie korzenie.
Milczenie
Iwona prowadząca stronę „Missing / Kidnapped Tomasz Cichowicz” przygotowuje wraz z matką Tomka wiadomość do Ryana w jego ojczystym języku. Ponieważ Iwona doskonale zna język angielski, to właśnie ona opisuje Ryanowi całą sytuację, przesyła mu fotografie Tomka z dzieciństwa, w tym zdjęcia domu i okolic, a także przetłumaczone artykuły o jego zaginięciu. Na początku Ryan odpowiada na wiadomości, obiecuje nawet, że prześle swoje zdjęcia z dzieciństwa, jednak nagle kontakt z jego strony się urywa.
Iwona próbuje jeszcze dowiedzieć się od Ryana, czy jego grupa krwi to 0RH+ oraz czy ma ślad po operacji wycięcia wyrostka robaczkowego, gdyż taką właśnie grupę krwi i taki ślad miał Tomek, ale Ryan dalej milczy.
Oczywiste jest, że tylko przeprowadzenie badań DNA pozwoliłoby ustalić, czy Ryan to zaginiony Tomek.
Olsztyńska policja uznaje ten wątek za o tyle istotny, iż zwraca się do Ryana (za pośrednictwem Interpolu) z prośbą, by udostępnił swój profil DNA. Mężczyzna jednak nie wyraża na to zgody. Takie jest jego prawo i żaden sąd nie może go do tego zmusić.
Wciąż bez zakończenia
Jolanta wciąż wierzy, że kiedyś uzyska pewność, iż Tomek żyje i jest szczęśliwy; a jeśli wtedy okaże się, że dla jego dobra powinna trzymać się z daleka i nie ingerować w jego życie, Jolanta się z tym pogodzi – bo PEWNOŚĆ i tak będzie najważniejsza.
życie z niewiedzą musi być takie bolesne ..
Zerknęłam bo ciekawiło mnie czy temat się w końcu wyjaśnił. Kiedy czytam komentarze na profilu Zaginieni przed laty miałam wrażenie, że wiedzą, że to on ale nie mogą tego oficjalnie powiedzieć. Chciałabym poznać prawdę.
Ciekawa sprawa, przyznam szczerze że po przeczytaniu tego, zaczęłam szukać więcej informacji i drążyć temat.
Czy wiadomo coś więcej?
Może być też tak, że rozmowy p. Joli i Ryana dalej trwają tylko z dala od oczu innych osób.