Gdy wybieram jakąś sprawę, którą chcę opisać na moim portalu, kieruję się dwoma założeniami: po pierwsze ma ona być w Polsce nieznana lub bardzo mało znana (kilka polskich zaginięć jest wyjątkiem, opublikowałam te teksty na prośbę i przy udziale rodzin tych zaginionych osób); po drugie musi to być sprawa dość dobrze udokumentowana. Inaczej mówiąc: muszę mieć do niej na tyle dużo źródeł, żeby dało się ją dość szczegółowo opisać.
Ale w tym tekście chciałabym zrobić wyjątek i przedstawić dwa przypadki zaginięć, o których jest bardzo mało informacji. Robię to z dwóch powodów: po pierwsze są to przypadki wyjątkowo ciekawe ze względu na okoliczności; po drugie pokazują coś, co chyba rzadko sobie uświadamiamy – to mianowicie, jak nierówno media obdzielają swoją uwagą poszczególne sprawy.
Skutek jest taki, że niektóre znane są wręcz na całym świecie i od lat regularnie powracają na główne strony portali i gazet (jak np. zniknięcie Madeleine McCann), a o innych mało lub prawie nic nie wiedzą nawet mieszkańcy kraju, w którym dane wydarzenie miało miejsce! Właśnie do tej ostatniej grupy należą dwa przypadki zaginięć opisane poniżej.
Sprawa pierwsza: Nadine Hertel
Nadine Hertel ma 8 lat i mieszka w Lipsku. 9 czerwca 1995 roku Nadine wraz z rodzicami przebywa na urodzinowym przyjęciu zorganizowanym przez jej 22-letnią ciocię. Ciocia Nadine mieszka w dzielnicy Schleußig, leżącej w odległości około dwóch kilometrów od centrum miasta (na południowy-zachód) przy Könneritzstraße (1).
Mieszkanie cioci znajduje się na parterze. Podczas przyjęcia praktycznie wszyscy goście zgromadzeni są przy stole w salonie. Około godziny 19.40 Nadine pyta babcię Ritę, która jest godzina, po czym mówi: „Idę na balkon do dziadka”. Po tych słowach dziewczynka wychodzi z salonu (2).
Ale na balkon Nadine nie dociera. Mniej więcej 20 minut później rodzina się orientuje, że dziewczynka gdzieś się zawieruszyła. Wszyscy zaczynają jej szukać, ale bez rezultatu. Zgłaszają zaginiecie na policję.
Gdzie jest Nadine?
Intensywna akcja poszukiwawcza trwa przez kilka dni, dziecka szuka około 400 funkcjonariuszy. Niestety, po Nadine nie ma najmniejszego śladu – dziewczynka wyszła z pokoju, w którym siedzieli goście, i po prostu zniknęła, zupełnie jakby nagle rozpłynęła się w powietrzu!
Jej bliscy przeżywają dramat, który trudno opisać. Intensywna akcja poszukiwawcza trwa przez kilka dni. Policja zakłada, że Nadine wyszła z domu i wsiadła z kimś do auta (lub oddaliła się z kimś w nieznanym kierunku) lub też utopiła się w rzece, która płynie niedaleko domu.
Czas mija, a po Nadine nie ma żadnego, choćby najmniejszego śladu. Policja ani nikt inny nie natrafia także na żadnego świadka, który widziałby dziewczynkę od momentu, gdy wyszła z salonu, mówiąc, że udaje się do dziadka na balkon.
Mijają lata
Cierpienie psychiczne wyniszcza rodzinę: Wolfgang, ojciec Nadine, zaczyna chorować. Psychika matki znajduje inne ujście: kobieta skutecznie wmawia sobie, że jej córka została zabrana przez małżeństwo, które nie mogło mieć dzieci – teraz po prostu wychowują Nadine, a ona na pewno jest z nimi szczęśliwa (3).
Rodzice Nadine oddalają się od siebie coraz bardziej. W końcu rozstają się definitywnie. Matka ponownie wychodzi za mąż.
W 2004 roku Rita, babcia Nadine, zleca wykonanie portretu progresywnego, który przedstawia, jak mogłaby wyglądać Nadine w wieku 18 lat (4).
Ale to również zdaje się na nic. Zniknięcie Nadine Hertel jest niewątpliwie jednym z najbardziej tajemniczych zaginięć dzieci w kraju naszych sąsiadów, a mimo to sprawa ta była i jest praktycznie nieobecna w niemieckich mediach, nie mówiąc już o mediach światowych.
Co mogło się stać z Nadine?
Na temat tego, co stało się tamtego dnia, można jedynie spekulować.
Ponieważ niemożliwe jest, żeby dziewczynka zniknęła w pełnym ludzi mieszkaniu, trudno nie zgodzić się z założeniem, że Nadine wyszła na zewnątrz. Mieszkanie jej cioci znajdowało się w kamienicy stojącej w jednym ciągu przy innych budynkach wzdłuż ulicy. Z kamienicy można wyjść albo prosto na ulicę, albo też na leżące z tyłu podwórko; na tej właśnie „podwórkowej” stronie znajduje się balkon, na którym przebywał wtedy dziadek. Nadine raczej nie wyszła na podwórko, gdyż należy założyć, że zostałaby zauważona przez dziadka. Z drugiej strony nie można całkowicie wykluczyć jej wyjścia na podwórko, gdyż nie wiemy, jak długo dziadek stał na balkonie, licząc od momentu wyjścia Nadine z salonu – dziewczynka przecież niekoniecznie zaraz potem opuściła mieszkanie lub budynek.
Dużo prawdopodobniejsze jest, że Nadine wyszła na ulicę. Być może spotkała kogoś, kto namówił ją, by wsiadła z nim do auta; możliwe jest również, że wsiadła do tramwaju (na ulicy, dosłownie kilkanaście metrów od bramy, znajduje się przystanek tramwajowy). Do tramwaju mogła wsiąść z własnej woli, ale trzeba brać pod uwagę, że również do tego ktoś mógł ją namówić.
Co do kwestii potencjalnego utonięcia: w ówczesnym czasie brzegi Białej Elstery, przynajmniej w tej okolicy, w której mieszkała Nadine, były praktycznie niedostępne dla spacerowiczów, a przy samym brzegu nie było jeszcze domów mieszkalnych (5). Mogłoby to przemawiać za tym, że dziewczynka wpadła do wody, a nikt tego nie zauważył. Ale trzeba wziąć pod uwagę, że mogła się utopić gdzieś dalej, gdyż dzielnica Schleußig jest niemal w całości otoczona przez rzeki.
Ponieważ jednak dziś, po latach, wiadomo, że nigdy nie odnaleziono ciała, trudno jest przyjąć wersję, że ośmiolatka utopiła się w rzece.
Inne czasy
Jak widać z mojego opisu, intensywna akcja poszukiwawcza trwała zaledwie przez kilka dni. Dziś, zwłaszcza w przypadku zaginięcia dziecka, na pewno by na tym nie poprzestano, a sprawa z pewnością byłaby na szeroką skalę opisywana w mediach.
Dlaczego szukano tak krótko i dlaczego nie nagłaśniano sprawy? Myślę, że odpowiedź jest prosta: odmienna mentalność. Lipsk był miastem NRD-owskim, które przez dziesiątki lat należało do „obozu wschodniego”. W roku 1995 NRD już formalnie nie istniało, ale duch tamtych czasów wciąż panował. Przytaczam poniżej przetłumaczoną przeze mnie wypowiedź niemieckiego forumowicza, który w tamtym okresie mieszkał przy tej samej ulicy co Nadine:
„Z tego, co pamiętam, zdecydowanie nie podejmowano wówczas aż tylu starań, jak to ma miejsce dziś; nie było też takich możliwości jak dziś. Przez kilka dni w okolicy prowadzono sporo poszukiwań, bardzo aktywnie, a później właściwie nigdy już o tym nie słyszano. Kilka razy coś napisano w gazecie, ale to tylko na początku.
Był to właściwie jeszcze jakby najgłębszy Wschód, mimo że przełom już miał miejsce. Przestępstw wówczas na Wschodzie nie było lub były bardzo rzadkie, tak że to, co się przedostawało do opinii publicznej, było wręcz w całości przemilczane. Znaczy to, że jako dzieci nie byliśmy uczeni, iż nie należy iść z obcymi. Śmiem twierdzić, że dzieci wówczas dużo łatwiej było gdzieś zwabić.” (5)
Sprawa druga: Rene Hasee
Jest rok 1996. Irmgard i Franz Burbach mieszkają w Elsdorf (Niemcy, kraj związkowy Nadrenia Północna-Westfalia). Irmgard ma 43 lata, Franz 50. Są dziadkami sześcioletniego Rene, którego kochają ponad życie. Jest on synem ich córki Anity i jej partnera Petera. Irmgard i Franz są bardzo związani ze swoim wnukiem, dziecko przebywa u nich, gdy tylko Anita jest w pracy, czyli niemal codziennie.
W czerwcu ich wnuczek Rene wyjeżdża ze swoimi rodzicami na wczasy do Portugalii. Jadą autem z przyczepą kempingową. Wypoczywają w Aljezur, małej miejscowości w regionie Algarve.
Telefon z Portugalii
21 czerwca Irmgard odbiera telefon. Z Portugalii dzwoni jej córka. Jest roztrzęsiona, płacze. „Mamo, nie ma Rene, nie ma Rene” – w pierwszej chwili tylko tyle jest w stanie z siebie wykrztusić.
Irmgard nic nie rozumie i dopiero po kilku minutach rozmowy jest w stanie poukładać sobie w głowie wszystkie informacje.
Dwa dni wcześniej, 19 czerwca, Anita, Peter i Rene pojechali na plażę Amoreira leżącą w pobliżu Aljezur. W trakcie tego pobytu poszli razem do restauracji – do takiej, z której wystarczy zejść po schodach, żeby już się znaleźć na plaży. Rene jadł kalmary i frytki. Nie miał ochoty dłużej siedzieć w restauracji, bardzo chciał już pójść do wody. Anita wyraziła zgodę. Rene zszedł więc po schodach, zdjął koszulkę i spodnie i zaczął się bawić na piasku. Anita cały czas spoglądała w jego stronę i widziała go, ale gdy wyszła z restauracji i schodziła z Peterem po schodach, straciła dziecko na moment z oczu. Po chwili jej syna już nie było – na piasku leżały tylko jego ubrania.
Dziadkowie są wstrząśnięci. Jeszcze tego samego dnia Franz wsiada do samochodu i jedzie do Portugalii.
Na miejscu
W Aljezur Franz, Anita i Peter rozwieszają setki plakatów, wypytują ludzi na plaży, wynajmują na własny koszt nurków, którzy szukają ciała w morzu. Bliscy Rene chcą wykluczyć utonięcie, w które nie wierzą. Wykłócają się również z policją, która utrzymuje, że wyjaśnienie jest proste: matka nie uważała na dziecko i Rene się utopił. I dziadkowie, i rodzice uznają to za nieprawdopodobne, gdyż chłopiec bardzo bał się fal i nigdy nie wchodził sam do morza; ich zdaniem Rene został porwany, a policja poza przyjęciem zgłoszenia nie robi zupełnie nic (6).
Horror po powrocie
Mijają dni, a po chłopcu nie ma najmniejszego śladu. Rodzina przeżywa w Portugalii istny horror. W końcu są zmuszeni powrócić do domu bez Rene.
Ból matki Rene jest niewyobrażalny, kobieta nie jest w stanie myśleć, pracować i w ogóle funkcjonować. Bierze zwolnienie za zwolnieniem. Jej związek się rozpada.
Jednak rok w rok jeździ w lecie do Aljezur i próbuje zrobić wszystko, żeby znaleźć jakikolwiek ślad po swoim synu.
Dziadek Rene doznaje pięciu udarów i trzech zawałów serca. Praktycznie traci mowę. Babcia Irmgard przechodzi załamanie nerwowe, przez dwa lata w ogóle nie wychodzi z domu – nie może znieść tego, że sąsiedzi i znajomi wciąż zaczepiają ją na ulicy i pytają, czy coś wiadomo o wnuku.
Nadzieja
Gdy w maju 2007 roku cały świat obiega informacja o zaginięciu małej Maddie McCann, pojawia się nadzieja: przecież Maddie zniknęła w Praia da Luz, a miejscu oddalonym tylko o 30 kilometrów od tego, w którym ostatni raz widziany był Rene! Może więc teraz policja przeprowadzi jakieś większe śledztwo?
Rodzina Rene liczy na to zwłaszcza dlatego, że sprawa Maddie McCann robi się głośna na cały świat.
Anita i jej rodzice są pełni nadziei i zlecają wykonanie portretu progresywnego, po czym zwracają się do niemieckiej policji z prośbą o wznowienie śledztwa. Ta jednak odmawia, wyjaśniając, że będzie to możliwe, jeśli tylko pojawią się jakieś nowe informacje – a takowych zdaniem policji nie ma.
Zapomniana sprawa
Dziadkowie podkreślają, że śledczy, którym w Niemczech podlega sprawa Rene, nigdy nie kontaktują się ze brytyjskimi śledczymi prowadzącymi sprawę Maddie (7). Według rodziny to błąd, zwłaszcza że możliwe jest, iż zarówno Maddie, jak i Rene są ofiarą gangu zajmującego się handlem dziećmi.
W Portugalii sprawa zniknięcia małego Rene jest również całkiem zapomniana; gdy w 2017 roku dziennikarze z niemieckiej gazety „Bild” próbują dowiedzieć się czegokolwiek o postępach w śledztwie, policjanci nie są nawet w stanie znaleźć akt sprawy chłopca! (7).
Życie toczy się dalej
Anita ma nowego partnera, trzy lata po zaginięciu Rene przyszedł na świat jej drugi syn, który jest sensem jej życia.
Dziadkowie wiedzą, że każdy radzi sobie z bólem na swój własny sposób. W ich domu, pod komodą w salonie, wciąż leżą kapcie należące do ich wnuka. Irmgard nie potrafi się zdobyć na to, żeby je wyrzucić „To byłoby tak, jakbym wyrzuciła Rene ze swojego serca” – mówi Irmgard (7).
Dziadkowie nie przestają mieć nadziei, że pewnego dnia nagle ktoś zadzwoni do drzwi, oni otworzą – i zobaczą Rene (8).
Co mogło się stać z Rene?
Porwanie lub utonięcie to dwa wyjaśnienia, które w przypadku Rene (dokładnie tak samo jak w przypadku Nadine) wydają się najbardziej prawdopodobne. Nie mając informacji o jakichkolwiek ustaleniach ze śledztwa – nawet takich szczątkowych jak w sprawie Nadine – nie chcę nawet spekulować, co mogło się wydarzyć. Mogę odnieść się tylko do jednego szczegółu, mianowicie do wypowiedzi matki, że straciła dziecko z oczu tylko na chwilę, to jest wtedy, gdy schodziła ze schodów.
Uważam, że nigdy nie ma pewności, czy i na ile podobna informacja odpowiada prawdzie. Gdy dziecko znika w tak dramatycznych okolicznościach, trudno ufać pamięci, gdyż może ona z oczywistych powodów zniekształcać szczegóły zdarzenia, jeśli nawet miało miejsce parę chwil wcześniej. Osoby, które w danym momencie były odpowiedzialne za dziecko, mają tak ogromne poczucie winy, że często staje się ono przyczyną wybiórczego przypominania sobie szczegółów wydarzenia i wręcz wypierania „niewygodnych” informacji.
Nie jest więc wykluczone, że gdy Rene bawił się na plaży, wcale nie było tak, że rodzice bezustannie mieli go na oku – może na przykład tylko zerkali w jego stronę jedynie raz jakiś czas, tak jak to zapewne bardzo często się zdarza w przypadku innych dzieci, z których większość przecież ani nie ginie, ani nawet się nie gubi.
Poniższe zdjęcia przedstawiają restaurację, w której jedli Anita, Peter i Rene, oraz plażę, na której chłopiec się bawił, gdy zaginął – to dokładnie taki widok na plażę, jaki mieli rodzice, kiedy siedzieli w restauracji (9).
Plaża jest dość duża i można sobie wyobrazić, że w sezonie, gdy jest tam sporo ludzi, szybko można stracić z oczu sześcioletnie dziecko, niezależnie od tego, czy zostało przez kogoś zaczepione, czy samo się zgubiło, czy też samo poszło do wody.
Jako podsumowanie warto przytoczyć opinię specjalisty. Sue Black, autorka książki „Co mówią zwłoki” (10), jest antropologiem sądowym; problem zaginięć oraz identyfikacji zwłok mających na celu wyjaśnienie owych zaginięć jest na co dzień obecny w jej życiu zawodowym. Oto co pisze Sue Black:
„Badania nad przypadkami zaginięć dzieci także dostarczają policyjnym zespołom zajmującym się poważnymi przestępstwami i ich doradcom bezcennych informacji. Większość dzieci […] udaje się szybko odnaleźć, a ich zaginięcie nie ma związku z czyimiś złymi intencjami. Zwykle okazuje się, że dzieciaki po prostu zabłądziły. Porwania, morderstwa, czemu trudno się dziwić, przyciągają wielką uwagę mediów, ale na szczęście zdarzają się rzadko. […]
Jeśli dziecko nie zostanie szybko odnalezione, prawdopodobniejsze staje się podłoże kryminalne, choć rodziny starają się wówczas za wszelką cenę zachować nadzieję, karmiąc się historiami, w których porwane dzieci po latach jednak wracają do domu. […] Wiele rodzin, których dzieci zaginęły, całymi latami podtrzymuje płomyk nadziei, co być może pozwala nieco stępić ich ból. Nie mając ciała ani nie dysponując dowodami, że ich dziecko nie żyje, decydują się zachować wiarę w szczęśliwe zakończenie, uznają bowiem, że pogodzenie się ze stratą byłoby równoznaczne z porzuceniem (10).
Przypisy
(1) LEIPZIGER VOLKSZEITUNG, 06.04.2018/ 06.06.2015 (Frank Döring: Als hätte sich die Erde aufgetan).
(2) Berliner Kurier, 30.11.97 (Spurlos verschwunden).
(3) SPIEGEL ONLINE, 17.12.2001 (Jagd auf den Kinderschänder).
(4) Bild, 25.05.2010 (A. Wittig: Und auch dieser Kinder gedenken wir heute).
(5) Allmystery: https://www.allmystery.de/themen/km138414
(6) Bild, 11.05.2007 (J. Ley / B. Begass / C. Mänz: Beckham fleht um ihr Leben).
(7) Bild, 2.05.2017 (Kai Feldhaus / Claudia Weingärtner: 11 Jahre vor Maddie verschwand ein deutscher Junge in Portugal).
(8) Bild, 17.05.2011 (Claudia Weingärtner / Holde Schneider: Vermisst!).
(9) http://miscarriageofjustice.co/index.php?topic=1608.30
(10) Sue Black (2019): Co mówią zwłoki. Łódź: JK Wydawnictwo.
Straszne, jak niewiele trzeba i tragedia gotowa…, ciekawa jestem prawdy dotyczącej tych spraw, straszne i niesamowite zarazem jest to, że nie ma żadnego śladu po dziś dzień.
Przerażająca jest szczególnie sprawa pierwsza, gdzie dziecko wyszło z pokoju i dosłownie rozpłynęło się w powietrzu.
W sprawie drugiej w stu procentach się zgadzam – rodzice rzucali okiem na dziecko co jakiś czas, a potem byli przekonani, że właściwie nie spuszczali go z oczu. Nie rzucam tu bynajmniej kamieniem oskarżeń w rodziców – poszliśmy kiedyś w piątkę na plażę z moją mamą, siostrą, szwagrem i 5-letnią wówczas siostrzenicą. Troje dorosłych zajęło się ogarnianiem ręczników, parasola, innych pierdół… a na dziecko patrzyłam tylko ja. A dziecko już dobre 20-30 metrów od nas, nad wodą. Na moje pytanie, gdzie jest dziecko? (zadane specjalnie, z rozmysłem) – panika, przerażenie. Ot i wystarczy chwilka i nieszczęście gotowe.
Inna historia to to, że moją siostrzenicę (wówczas lat 7) zaczepiał pod moim nosem facet, dwukrotnie ten sam. Za pierwszym razem rysowała sobie coś kredą w parku, ja stałam od niej może dwa metry. Podchodzi dziad, 40-50 lat na oko, i zagaduje. Do obcego dziecka. Coś mi nie pasowało w jego zachowaniu, zgarnęłam małą i poszłyśmy w inne miejsce w tym samym parku. Ja siedzę na ławce, mała chodzi sobie nad stawkiem. I kto do niej podchodzi, kto zagaduje? Ten sam typ. Wtedy ją zgarnęłam czym prędzej i wróciłyśmy do domu. Teraz żałuję, bo wówczas byłam młodsza, mniej pewna siebie i wyszczekana, nic więc facetowi nie powiedziałam. Teraz albo bym się rozdarła “pedofil!!!” albo bym go zwyzywała (a repertuar mam zacny), że czego obce dzieci zaczepia?
To jeden z najlepszych artykułów kryminalnych, jakie kiedykolwiek przeczytałem! 🙂 Fascynuje mnie sprawa sama w sobie, ale jest też świetnie przedstawiona. To niesamowite: dziecko wychodzi z pokoju w mieszkaniu pełnym ludzi i znika na zawsze. Podoba mi się, że autorka nawiązuje do znanej sprawy (Madleine McCann) i że jest bardzo dużo różnych źródeł w artykule – i że wszystkie żródła są podane dokładnie w tym miejscu, z którego zostały wzięte. Jest to ważne, ponieważ możemy sami to sprawdzić – a to powoduje, że informacje są wiarygodne.