Wczesnym rankiem 15 stycznia 2002 r. 18-letni licealista Tomek Desecki wychodzi ze swojego rodzinnego domu we wsi Rabinowo (kujawsko-pomorskie). Chłopiec nie dociera do szkoły. Szuka go rodzina, potem policja, lecz na próżno. Po dziś dzień po Tomku nie ma śladu. Nikt nie wie, co się stało i jaką rolę pełniły tajemnicze znaki, które Tomek pozostawił, wychodząc z domu.
Wigilia 2001
Dla Adama Deseckiego obraz radosnych wigilii „zatrzymał się” w grudniu 2001 roku. Adam miał wtedy 10 lat i ta właśnie Wigilia była ostatnią, kiedy świętowali tak naprawdę wszyscy – bo jeszcze wtedy był z nimi jego brat Tomek.
Zatem w tym dniu, jak zawsze w Wigilię, od samego rana w całym domu panowała wyjątkowa atmosfera. Tata zajmował się oświetleniem i wystrojem na zewnątrz, a dzieci pomagały mamie w kuchni i przygotowywały stół do kolacji. Rozpoczęli ją, jak zwykle, dopiero wtedy, gdy na niebie pojawiła się pierwsza gwiazdka.
Oczywiście przy stole było wolne miejsce z dodatkowym nakryciem, tak przecież nakazuje zwyczaj; jednak wtedy, w grudniu 2001 roku, ani Adam, ani nikt z jego bliskich nie wiedział, że podczas wszystkich kolejnych Wigilii to wolne miejsce będzie miało zupełnie inną, przepełnioną smutkiem symbolikę – i że będzie czekało na Tomka.
Trzy tygodnie później
Jest poniedziałek, 14 stycznia 2002 roku. Rodzina Deseckich spędza razem wieczór, siedząc przy dużym stole w kuchni i grając w karty. Na dworze pada śnieg, jest przy tym mróz, i to niemały – minus piętnaście stopni, lecz w domu jest ciepło i przytulnie. Rodzice oraz pięciu synów (najmłodszy ma cztery lata, najstarszy dwadzieścia) uwielbiają te wspólne rodzinne wieczory.
Najmłodsi idą spać wcześniej, ale reszta siedzi przy kartach dość długo, mniej więcej do dwudziestej drugiej. W nocy mama chłopców budzi się i zagląda do synów. Wszyscy śpią, ale Tomek leży na łóżku z otwartymi oczami i wpatruje się w nią dziwnym, jakby szklanym wzrokiem. Mama czuje się jakby zahipnotyzowana. Wychodzi bez słowa.
Następnego dnia rano o szóstej wszystkich budzi okropne zimno. Jak się okazuje, drzwi wejściowe otwarte są na oścież. Nikt nie rozumie, kto je otworzył, ale też nie ma czasu zastanawiać się na tym, zwłaszcza że w domu panuje zwykłe poranne zamieszanie – dzieci wybierają się do szkoły, tata do pracy, wszyscy się śpieszą.
Z tego zresztą powodu nie od razu zauważony zostaje brak 18-letniego Tomka, drugiego (jeśli liczyć według starszeństwa) z pięciu braci.
Tomek uczy się w liceum we Włocławku, oddalonym od Rabinowa o około 30 kilometrów. Dojeżdża tam autobusem i codziennie wychodzi z domu o 7 rano.
Dziwne odkrycia
Nieobecność Tomka pierwsza dostrzega mama. Pozostali domownicy są zaskoczeni tak samo, jak ona – najwyraźniej wyszedł z domu dużo wcześniej, ale po co? I dlaczego przy takim mrozie zostawił otwarte drzwi?
Jeszcze dziwniejsze jest to, co niedługo potem wychodzi na jaw: Tomek nie zabrał z domu szkolnego plecaka z książkami, w szafie zaś wiszą wszystkie jego ubrania. Po dokładniejszym przejrzeniu domowej garderoby udaje się ustalić, że Tomek, wychodząc, założył nieużywane letnie spodnie należące do ojca oraz stare adidasy. Nie wiadomo dlaczego zostawił swoją ciepłą kurtkę; można odnieść wrażenie, że założył ubrania, które już nikomu nie były potrzebne.
Rodzina odkrywa również fakt, że w pokoju Tomka w kątach porozsypywana jest sól, na stole zaś pali się wysoka biała świeca.
W łazience znajdują się resztki farby do włosów. Nikt z domowników jej nie używał, zatem musiał to zrobić Tomek. Nie wiadomo, do czego była mu potrzebna, ale – co widać po kolorze resztek – jeśli zafarbował włosy, to na blond.
Wkrótce potwierdzają się obawy, że Tomek nie dotarł do szkoły. Rodzice, mocno tym wszystkim zaniepokojeni, powiadamiają policję.
Wkrótce chłopca szukają także funkcjonariusze. Sprawdzają szpitale, przytułki, dworce. Bliscy oraz przyjaciele wypytują możliwie wszystkie znane im osoby, lecz niestety nikt nic nie wie. Również i policja przepytuje członków rodziny, sąsiadów i znajomych.
Rodzina przeszukuje okolice domu i znajduje pobrudzony farbą talerz, grzebień oraz ścierkę, niewiele dalej zaś także ubrania Tomka, które chłopak nosił dzień wcześniej.
Nowe informacje
Zniknięcie Tomka jest czymś, co spadło na jego bliskich nagle i kompletnie ich załamało. Nikt nie znajduje na to żadnego wytłumaczenia – ani jego rodzina, ani była dziewczyna, ani też żaden z jego kolegów. Z Tomkiem nigdy nie było żadnych problemów wychowawczych, nie zawierał dziwnych znajomości i nic nie wiadomo o tym, żeby miał jakichś wrogów. Chłopak zawsze bardzo dobrze się uczył, miał przy tym zdolności artystyczne, pięknie malował i rysował. Wiele jego prac przyozdabiało szkoły, parafie i inne placówki.
Po szkole podstawowej Tomek poszedł do pięcioletniej Prywatnej Ogólnokształcącej Szkoły Sztuk Pięknych we Włocławku, do czwartej klasy; gdy był w trzeciej, otrzymał prestiżowe stypendium artystyczne Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Całą kwotę składającą się na stypendium przeznaczył na swoje czesne i na garnitur na studniówkę, gdyż bardzo zależało mu na tym, żeby finansowo odciążyć rodziców.
Chłopak od zawsze był bardzo skryty – i jednocześnie nad wyraz dojrzały – ale nie jest to przecież jakaś zupełnie wyjątkowa cecha, nawet u tak młodej osoby. Tomek regularnie chodził do kościoła, był bardzo wierzący, dużo czytał. Interesował go temat opuszczenia swojego fizycznego ciała, a także medytacja (miał nawet specjalną szatę, której używał podczas medytowania).
Szczegóły, które nagle nabierają znaczenia
Bliscy prześcigają się wzajemnie w próbach odgadnięcia, dokąd i po co mógł się udać Tomek. Jednocześnie przypominają sobie sytuacje, które – jak im się wydaje – dopiero teraz nabierają znaczenia.
Szczególnie ważna wydaje się rozmowa, którą przeprowadził z mamą kilka dni przed zniknięciem. Wspomniał jej, że chciałby zostać zakonnikiem. Mama, zaskoczona, odparła, że chyba zdecydowanie lepiej byłoby zostać księdzem. Syn odrzekł na to, że rola zakonnika, który żyje w ubóstwie – albo misjonarza, bezinteresownie pomagającego innym – zdecydowanie bardziej by mu odpowiadała. Na tym jednak rozmowa się zakończyła, a Tomek nie wrócił już do tego tematu.
Cała rodzina kojarzy jeszcze jeden bardzo znamienny incydent; miał on miejsce parę miesięcy temu, we wrześniu. Tomek jak zwykle rano wybrał się do Włocławka do szkoły, ale tym razem do niej nie dotarł. Rodzice dowiedzieli się o jego nieobecności dopiero po południu i, bardzo zaniepokojeni, zaraz zaczęli go szukać. Wieczorem otrzymali niespodziewany telefon od krewnego mieszkającego w Koszalinie. Okazało się, że Tomek spędził dzień w Unieściu, potem zaś pojechał do wujka do Koszalina; przy tym ani jemu, ani rodzicom, którzy po niego potem pojechali, nie chciał wytłumaczyć, po co udał się tak nagle do Unieścia (oddalonego zresztą ponad trzysta kilometrów od Rabinowa). Gdy rodzice z uporem żądali wyjaśnień, chłopak zrobił się opryskliwy i niemiły, a w końcu, prawdopodobnie „dla świętego spokoju”, opowiedział im dziwną historię o porwaniu – według jego słów we Włocławku przy dworcu ktoś nagle wciągnął go do samochodu; on sam jakoby stracił wtedy przytomność, o potem obudził się w Unieściu. Oczywiście nikt z rodziny w tę opowieść nie uwierzył, jednakże więcej już do tego nie wracano.
Ta dziwna wizyta w Unieściu nie była jego pierwszą, w czerwcu bowiem, kilka miesięcy wcześniej, wraz z całą klasą Tomek spędził tam kilka dni na plenerze malarskim. Bliskim przychodzi do głowy, że może kogoś tam poznał i w czasie wagarów wybrał się do tej osoby w odwiedziny. Jest jeszcze jedna możliwość: w leżącym blisko Unieścia Koszalinie jest klasztor franciszkanów. Czy Tomek wtedy tam był? A może wstąpił do zakonu i tam właśnie się udał?
Jeszcze kilka dziwnych spraw
W świetle tego, co się stało, rodzinie Tomka również i inne szczegóły wydają się teraz istotne – na przykład to, że niedawno zerwał z dziewczyną (z którą był od kilku miesięcy), podając jej, jak się wydaje, nieco mglisty i niezbyt przekonujący powód rozstania: nie może z nią być, ponieważ czuje, że przeznaczone jest mu jest zupełnie inne życie, on sam zaś nie potrafi zmienić swojego nastawienia.
Dziwne wydawało się wszystkim to, że rozluźnił relację z kuzynką, z którą bardzo przyjaźnił się od dziecka; kuzynka podkreśla, że Tomek zaczął się od niej wyraźnie odsuwać, ignorując jej próby kontaktu.
Bliscy przypominają sobie też, że pod koniec minionego roku Tomek był jakby smutniejszy. Ściął na krótko swoje półdługie włosy (i odpowiednio do tego przemalował swój autoportret), w jego pracach zaś pojawiło się coraz więcej świętych symboli. Jego była dziewczyna mówi, że Tomek ostatnio wspominał o poczuciu wyobcowania, o tym, że „nie pasuje do tego świata”, że najchętniej zaszyłby się gdzieś w odosobnieniu, z dala od ludzi.
Z drugiej strony: czyż nie są to rozterki typowe dla wielu bardzo młodych osób, które dopiero szukają swojej drogi życiowej? Może więc Tomek wyjechał, żeby przemyśleć jakieś ważne dla siebie sprawy i wkrótce się odezwie?
Dlaczego?!
Mijają dni, jednakże od Tomka nie ma żadnego znaku życia. W piątek, 18 stycznia (czyli trzy dni później, jeśli liczyć od poranka, w którym zniknął) miał się spotkać ze swoją byłą dziewczyną. Kolejnego dnia, w sobotę, wybierał się do innej szkoły z koleżanką na jej studniówkę – zresztą z tej właśnie okazji kupił sobie garnitur z takim wyprzedzeniem (jego własna studniówka miała być dopiero za rok, w piątej klasie).
Bliscy czują się kompletnie zagubieni. Jeśli Tomek miał jakiś powód, by ich opuścić, to –cokolwiek by to było – dlaczego nikomu o niczym nie wspomniał?
Do rodziny dociera jednak kilka informacji o tym, że Tomek był widziany w dniu zaginięcia. Jeden z sąsiadów mówi, że 15 stycznia Tomek wyjechał autobusem PKS odjeżdżającym już po godzinie 5 rano z pobliskiego Żydowa. Ów sąsiad stał tam na przystanku razem z Tomkiem, ale ponieważ było jeszcze ciemno, mężczyzna rozpoznał go dopiero wtedy, gdy Tomek wsiadł do autobusu i poprosił o bilet do Włocławka. Sąsiad zapamiętał, że chłopiec mimo mrozu był bardzo lekko ubrany; między innymi miał na sobie cienką dżinsową kurtkę. Mężczyzna nie jest w stanie stwierdzić, czy Tomek miał zafarbowane włosy, czy nie; nie wiadomo również, na którym przystanku wysiadł, gdyż sąsiad przysnął w drodze w autobusie i tego nie zauważył.
Nieco później okazuje się, że 15 stycznia Tomek o godzinie siódmej rano przebywał na dworcu we Włocławku. Widziała go tam koleżanka – pamięta tylko tyle, że był zmarznięty i że oglądał rozkład jazdy pociągów; jednakże dziewczyna przyznaje, iż nie jest całkowicie pewna, czy to był Tomek.
Zawiedzione nadzieje
Mijają tygodnie, a potem miesiące, a po Tomku nie ma śladu. Chłopaka szuka policja, a także rodzina. Materiały o jego zaginięciu trafiają do mediów, bliscy wykorzystują przy tym wszystkie możliwości, jakie daje Internet.
Sprawdzenie, czy Tomek przebywa w którymś z zakonów, okazuje się trudniejsze, niż przypuszczano. Zakonnicy odmawiają informacji ze względu na ochronę danych osobowych.
Rodzina szuka pomocy u jasnowidzów, nic konkretnego z tego nie wynika.
Na przestrzeni mijających lat czasem pojawiają się informacje, które dają rodzinie nadzieję, lecz w rezultacie okazują się fałszywymi tropami.
Bliscy cały czas mają nadzieję, że Tomek odnalazł spokój w jakimś zakonie i w ten właśnie sposób interpretują pozostawione przez niego znaki. Biała płonąca świeca mogłaby być symbolem czystości, niewinności i prawdy, rozsypanie soli stanowiłoby akt oczyszczenia – na przykład przed nowym etapem życia – a pozostawione otwarte drzwi także pasowałyby do tej koncepcji.
We wszelkich apelach skierowanych w mediach do Tomka rodzina zapewnia go, że uszanuje każdą wybraną przez niego drogę życiową, a jedynym ich pragnieniem jest się upewnić, że Tomek żyje, jest zdrowy i szczęśliwy.
Przełom?
W marcu roku 2020 ojciec Tomka wśród rodzinnych dokumentów przypadkowo natrafia na odpis świadectwa chrztu. Odpis został wydany na wniosek Tomka; dokument ma datę 15 września 2001, co oznacza, że został wybrany w parafii przez Tomka zaraz po jego powrocie z owej samotnej wyprawy do Unieścia we wrześniu.
Świadectwo chrztu wymagane jest podczas wstępowania do zakonu, zatem bliscy są pełni nadziei. Kontaktują się telefonicznie lub mailowo z niemal wszystkimi zakonami na terenie Polski. Niestety, nic to nie daje, gdyż zakony albo nie udzielają informacji ze względu na ochronę danych osobowych, albo też wcale nie odpowiadają.
Policja na prośbę rodziny tworzy portret progresywny, który od tamtego czasu pojawia się w artykułach, programach i wszelkich innych publikowanych materiałach dotyczących zaginięcia Tomka.
Bliskim wydaje się, że być może akta sprawy kryją informacje, które pomogłyby im odnaleźć Tomka, lecz policja odmawia do nich dostępu.
Czekanie na Tomka
Bracia Tomka są już dorośli, niemal wszyscy mają własne rodziny. Co roku z żonami i z dziećmi przyjeżdżają do Rabinowa i spędzają Wigilię wraz z rodzicami w swoim domu rodzinnym. Dzieląc się opłatkiem, wszyscy zawsze życzą sobie także i tego, żeby wrócił Tomek i zasiadł z nimi do stołu wigilijnego.
Adam Desecki wierzy, że jeszcze kiedyś to nastąpi – tym samym spełniłoby się jego największe chyba marzenie.
Adam ostatnio zaczął rysować i malować. Swoje umiejętności odkrył przypadkowo, gdy na prośbę córeczki narysował jakieś postaci z bajki. Powstały kolejne prace, a otoczenie zgodnie stwierdziło, że Adam ma talent, o którym nikt nigdy nie wiedział.
On sam ma jednak dziwne odczucie, że może nawet kiedyś, przed laty, przychodziła mu do głowy myśl o malowaniu, lecz niejako na wpół świadomie ją odrzucał – po prostu nie chciał malować ze względu na to, co stało się z Tomkiem. Gdy jednak Tomek wróci, na pewno pokaże mu jego namalowany przez siebie portret.
Co za historia, aż dreszcz mnie przebiegł. Według mnie, chłopak to wszystko zaplanował i odizolował się pod wpływem innych osób, prawdopodobnie do w klasztorze. Widać, że był wrażliwej chłopakiem, być może nie urodził się w odpowiednim czasie. Szkoda mi rodziny, ta niepewność zabija.
Proszę o więcej artykułów, w miarę możliwości. Przepięknie pisane,a ja jako ,, stalker” codziennie wchodzę i sprawdzam czy jest coś nowego.
Bardzo smutna, niesamowita historia. Szkoda rodziny… Egoizm ludzki czasami nie ma granic. Chciałabym wyrazić ogromne podziękowanie autorowi blogu za poświęcony czas i niesamowite historie, są super.
Takie praktyki jak wychodzenie z ciała czy medytacja są sprzeczne z wiarą chrześcijańską, dlatego chłopak raczej nie wstąpił do zakonu tylko jakiejś sekty. Piszę o sekcie ponieważ zwykle tak to wygląda, że pozornie zwykła grupa ludzi z którą młodzi ludzie nawiązują kontakt okazuje się mieć wszelkie cechy sekty. Te wszystkie znaki które zostawił świeca, sól oraz nagłe wyjście wyglądają tak, jakby coś niedobrego działo się w Jego głowie i być może był to już wynik wpływu kogoś innego. Czy wiadomo skąd wzięło się Jego zainteresowanie tymi praktykami? Poza tym z tego co wiem, to do zakonu nie są przyjmowani ludzie ot tak z ulicy. Zakonnicy wiedzą, że niektórzy np. bezdomni mogliby wykorzystać sytuację, aby znaleźć schronienie. Ktoś kto przyjechałby bez żadnych rzeczy i do tego w letnich ubraniach na pewno byłby mocno podejrzany. Poza tym wierzyć mi się nie chce, że w takiej stacji zakonnicy nie udzieliliby informacji.
Zgadzam się. Dodatkowo, gdyby poszedł do zakonu, akt chrztu, który odnalazł ojciec, nie nie znajdowałby się w domu – wymagany byłby przy przyjęciu do zakonu. Dlaczego zatem znaleziono go w domu?
Wydaje się również logicznym, że jeśliby poszedł do zakonu, to przez tak długi czas od zaginięcia, raczej znalazłaby się chociaż jedna osoba, która np. zrezygnowała z zakonu i poznała go będąc w zakonie. Naprawdę musiałby to być ogromny zbieg okoliczności, żeby przez tyle lat nie wyszła jego obecność w jakimś zakonie. Dlatego również dla mnie sekta wydaje się najpewniejsza. Może warto sprawdzić czy w tym czasie w Polsce funkcjonowały sekty nakierunkowane na OBD czy podróże astralne.
Ależ tajemnicza sprawa. Czytając o śladach pozostawionych przez chłopaka, wpadłam w osłupienie. Teoria o wstąpieniu do zakonu ma sens. Według mnie jest to najbardziej prawdopodobna opcja. Mam nadzieję, że Tomek rzeczywiście został zakonnikiem i jest szczęśliwy. Oby jego rodzina poznała kiedyś prawdę…
Dziękuję za kolejny świetnie opracowany materiał. Interesuję się zagadkami kryminalnymi ale mało kto potrafi wciągnąć mnie w historię tak mocno jak Autorka. Artykuły bardzo dobrze się czyta, mimo że tematyka jest ciężka. Pozdrawiam i czekam na kolejne sprawy.
Czytając to miałam wrażenie, że chłopak wpadł w sidła jakieś sekty…
bardzo ciekawy wpis!!
Czytałam o tej sprawie już wiele razy i nie mogę uwierzyć w to, że klasztory i policja nie chcą udostępnić informacji tak zrozpaczonej rodzinie, co to za ludzie?
Wpis świetny, dobrze się go czyta, ciężko się oderwać. Będę wracała częściej.
Świetny artykuł i bardzo interesująca sprawa 🙂 Pozdrawiam serdecznie!
jak zakon moze odmowic udzielenia informacji, co to ma byc? nie da sie ich zmusic jakims nakazem policyjnym?
Co za smutna historia 🙁