Bobby Dunbar – niezwykła sprawa dziecka zaginionego przed 100 laty

Sprawa porwania i odnalezienia Bobby’ego Dunbara to historia, o której na początku XX wieku głośno było w całych Stanach Zjednoczonych. Sto lat później dokładnie ta sama sprawa ponownie pojawiła się w mediach – okazało się bowiem, że ma zupełnie inne zakończenie, niż przypuszczano, a odkryta prawda odmieniła życie wielu osób.

Cudowna legenda rodzinna

Amerykanka Margaret Dunbar Cutright jako dziecko uwielbiała wysłuchiwać opowieści rodzinnej o tym, jak to jej dziadek Bobby, mając cztery latka, został porwany, gdy był z rodzicami na wycieczce nad jeziorem Swayze, a potem, w cudowny niemal sposób, odnalazł się po ośmiu miesiącach poszukiwań. Mała Margaret prosiła babcię o to, żeby wciąż i wciąż opowiadała jej tę historię; wprawdzie znała ją już na pamięć, ale wszystkie szczegóły niezmiennie ją fascynowały: na przykład to, że w jeziorze aż roiło się wtedy od aligatorów, że wokół jeziora był gęsty ciemny las i bagna, że wszyscy tak długo szukali małego Bobby’ego i już prawie byli pewni, że nie żyje – a potem, gdy się wreszcie odnalazł, jego rodzice pojechali po niego, gdy zaś wrócili wszyscy razem do domu, to na ich powitanie wyszło całe miasto!

Historia porwania Bobby’ego Dunbara w roku 1912 była czymś w rodzaju legendy rodzinnej, która szczególnie fascynowała małą Margaret.

Mijały lata. Margaret była już dojrzałą kobietą, gdy w 1999 roku jej młodszy brat Robbie zginął w katastrofie lotniczej. Był to dla niej bardzo trudny czas, a do tego czuła się samotna: mąż pracował w innym stanie i przebywał w domu tylko w weekendy, dorastające dzieci zaczynały prowadzić własne życie. Ojciec Margaret – chcąc, żeby córka się czymś zajęła – przyniósł jej wtedy stare listy, zdjęcia oraz około 400 wycinków z gazet z początku wieku. Wszystko to dotyczyło porwania jej dziadka; ojciec powiedział, że mogłaby się teraz bliżej przyjrzeć rodzinnej legendzie, którą tak zawsze uwielbiała.

Margaret uczyniła to – ale im bardziej zagłębiała się w sprawę porwania dziadka, studiując dokumenty, a potem prowadząc własne małe śledztwo, tym mocniej docierało do niej, że cudowna legenda zaczyna zmieniać się w opowieść o zupełnie innej treści…

Zniknięcie małego Bobby’ego

Jest rok 1912. Lessie i Percy Dunbar mieszkają w niewielkim Opelousas w stanie Luizjana. Percy ma własną firmę handlową; rodzina jest dość zamożna, a poza tym znana i szanowana w tej niewielkiej społeczności.

Dunbarowie mają dwóch synów: czteroletniego Roberta (na którego wszyscy w rodzinie mówią „Bobby”) oraz dwuletniego Johna Alonzo.

23 sierpnia, gdy Bobby ma dokładnie 4 lata i 3 miesiące, rodzina Dunbarów wybiera się nad jezioro Swayze, położone w odległości około 50 kilometrów od Opelousas; wraz z nimi jedzie jeszcze jedenaście osób, w tym dalsi członkowie rodziny oraz przyjaciele. Dunbarowie mają tu własną niewielką chatę leżącą tuż nad jeziorem. Chętnie tu wypoczywają – pływają, wędkują, pieką złowione ryby.

W tym regionie, leżącym przy samej Zatoce Meksykańskiej, jest bardzo gorąco, duszno i wilgotno. Jezioro Swayze otoczone jest ciemnym gęstym lasem i mokradłami, tak więc spacerując w jego okolicy trzeba trzymać się wyznaczonych ścieżek.

Wszyscy doskonale się bawią, jednakże Percy Dunbar musi przerwać ten miły wypoczynek i wrócić do domu z powodu obowiązków zawodowych. Mały Bobby, wyjątkowo przywiązany do ojca, jest tym faktem tak rozczarowany i niemile zaskoczony, że wpada w histerię.

Jego bunt na nic się nie zdaje, ojciec opuszcza towarzystwo. Przyjaciel rodziny Paul Mizzy, chcąc pocieszyć chłopca, proponuje dzieciom i kilku dorosłym krótką wyprawę do innej części jeziora – wystarczy przejść przez las i dochodzi się do miejsca, w którym jest dużo sumów. Bobby’emu bardzo podoba się ten pomysł, a jego matka wyraża zgodę, żeby zarówno on, jak i jego brat Alonzo poszli tam z dorosłymi.

Gdy grupa po niezbyt długim czasie udaje się w drogę powrotną do chaty, mały Alonzo jest tak zmęczony, że Paul niesie go przez las „na barana”. Mężczyzna maszeruje na tyłach grupy, obok zaś drepcze Bobby. W pewnym momencie chłopiec wybiega nieco do przodu.

Od tego momentu trudno jest odtworzyć to, co dokładnie miało miejsce, bo wszyscy po prostu szli i nie działo się nic szczególnego – ale gdy grupa powraca do chaty, okazuje się, że nigdzie nie ma Bobby’ego.

Poszukiwania

Wszyscy natychmiast zaczynają szukać chłopca na brzegu jeziora, w lesie, a potem nawet przy drodze, którą dojeżdża się do chaty, biorą bowiem pod uwagę, że może Bobby’emu przyszło nagle do głowy, żeby pójść drogą, którą oddalił się ojciec, i także wrócić do domu.

Niestety, po dziecku nie ma żadnego śladu. W końcu rodzina wzywa policję. Ta przybywa po kilku godzinach i włącza się do trwających wciąż poszukiwań. Pojawia się także Percy, powiadomiony o tym, że zniknął jego syn.

Poszukiwania kontynuowane są w ciągu kolejnych dni. Policja zakłada, że dziecko mogło się utopić w jeziorze, przeciągają zatem po powierzchni wody linę z hakiem, żeby w ten sposób wyłowić zwłoki. Gdy i to nic nie daje, policjanci wrzucają do wody dynamit, żeby wywołać silne fale (co spowodowałoby wypłyniecie ciała na powierzchnię) – ale bez rezultatu.

Słomkowy kapelusz identyczny z tym, jaki miał na sobie Bobby, policja kładzie na wodzie, chcąc sprawdzić, po jakim czasie ewentualnie zatonie. Kapelusz jednak całymi dniami utrzymuje się na powierzchni, a przy tym nigdzie nie znaleziono kapelusza Bobby’ego – większość osób zatem uznaje, że chłopiec nie utopił się ani w jeziorze, ani w bagnie (i tym samym nie pożarły go aligatory), lecz został porwany.

Z tego powodu policja zarządza ogólnokrajowe poszukiwania zaginionego dziecka.

Kto porwał Bobby’ego?

Władze we wszystkich stanach rozwieszają w sumie 700 plakatów ze zdjęciem Bobby’ego, a informacje o jego zaginięciu i możliwym porwaniu trafiają do kilku gazet.

Prasa donosi o tym, że matka Bobby’ego rozchorowała się z nerwów i musi leżeć w łóżku, czytelnicy dowiadują się też, że przyjaciele rodziny zostali na miejscu i cały czas prowadzą poszukiwania. Gazety informują także o nagrodzie, wyznaczonej za odnalezienie chłopca – to tysiąc dolarów, kwota ogromna jak na ówczesne czasy. Pieniądze te zostały zebrane przez mieszkańców Opelousas, gdyż nawet Dunbarów nie byłoby stać na taki wydatek. Nic to jednak nie daje, a nagroda – zgodnie z zawartą umową – zostaje zwrócona ofiarodawcom, gdy po ośmiu miesiącach Bobby wciąż nie zostaje odnaleziony.

Przełom

Dokładnie cztery dni po zwróceniu nagrody w sprawie Bobby’ego ma miejsce niespodziewany przełom.

W kwietniu 1913 roku w Poplarville (Missisipi) policjanci sprawdzają dokumenty mężczyźnie, który podróżuje po okolicy wraz z kilkuletnim chłopcem. Policjanci zwracają na niego uwagę, bo z wyglądu chłopiec pasuje do opisu poszukiwanego Bobby’ego Dunbara. Zgodnie z informacjami zaginiony Bobby ma bliznę na stopie. Niestety stopy dziecka są tak brudne, że nie ma mowy o sprawdzeniu tego szczegółu od razu na miejscu. Mężczyzna, spytany o to, czy chłopiec jest jego synem, udziela najpierw odpowiedzi twierdzącej, po czym w końcu przyznaje, że to nie jego dziecko. W tej sytuacji policjanci decydują się go zatrzymać.

Mężczyzna z chłopcem

Mężczyzna nazywa się William Cantwell Walters. Ma 51 lat, pochodzi z Barnesville w Karolinie Północnej. Dużo podróżuje, gdyż – jak wyjaśnia – zarabia na życie naprawianiem i strojeniem fortepianów. Walters twierdzi, że towarzyszący mu chłopiec nazywa się Charles Bruce Anderson i jest nieślubnym synem jego brata oraz niejakiej Julii Anderson. Julia pracuje dla jego rodziny w Karolinie Północnej i poprosiła go o opiekę nad dzieckiem, gdyż jest niezamężna, musi sama zarabiać na życie i nie jest w stanie zajmować się dzieckiem.

Opowieść wydaje się policjantom nieskładna, powiadamiają zatem swoich kolegów w Luizjanie o zatrzymaniu mężczyzny podejrzanego o porwanie. Do Luizjany wysyłają także zdjęcie towarzyszącego chłopca; z kolei policjanci z Luizjany przekazują otrzymane zdjęcia rodzicom Bobby’ego.

Lessie i Percy Dunbar patrzą na otrzymane zdjęcia – i postanawiają natychmiast jechać do Missisipi. Są niemal pewni, że chodzi o ich zaginionego syna.

Spotkanie z chłopcem

Ponieważ sprawa robi się coraz głośniejsza, na miejsce zaplanowanego spotkania Dunbarów z chłopcem licznie przybywają dziennikarze. Dziś trudno jednak stwierdzić, co dokładnie miało miejsce w tym decydującym momencie, gdy Dunbarowie zobaczyli chłopca, gdyż relacje prasowe na ten temat są zupełnie sprzeczne. Część gazet podaje, że Lessie natychmiast rozpoznała syna oraz że on ją rozpoznał, w innych artykułach mowa jest o tym, że rodzice nie byli pewni, czy to ich dziecko, że znaleziony chłopiec tylko płakał, nie chciał z nikim rozmawiać i nie reagował na imię Bobby.

Zgodne są natomiast relacje z następnego dnia: prasa informuje, że policja pozwala Lessie wykąpać chłopca. Podczas kąpieli kobieta dostrzega na palcu prawej stopy bliznę, identyczną z taką, jaką miał Bobby. W obecności prasy Lessie obwieszcza „Dzięki Bogu, to jest mój syn” (1).

Julia Anderson

Policja ma jednak problem, gdyż zatrzymany William Walters cały czas obstaje przy tym, że odebrany mu chłopiec to Bruce, syn Julii Anderson. Sprawa jest głośna i władze nie mogą sobie pozwolić na zignorowanie tych zeznań, ściągają zatem z Karoliny Północnej Julię Anderson (jedna z gazet płaci za jej podróż).

Po bardzo długiej podróży kobieta dociera na miejsce i, pomimo że jest bardzo zmęczona i niewyspana, zostaje natychmiast poddana „testowi”. Do pomieszczenia, do którego ją zaproszono, policja wprowadza kolejno pięciu różnych chłopców. Jedno z dzieci głośno płacze; Julia wskazuje na nie i mówi „Czy to mój syn?” (2).

Urzędnicy nie odpowiadają, choć Julia prawidłowo rozwiązała „zagadkę” – obserwują bowiem dziecko, które tylko spazmatycznie płacze i uznają, że w jego zachowaniu nic nie wskazuje na to, iż uważa Julię za matkę.

Dwie matki

Sytuacja jest dla policjantów jeszcze trudniejsza, gdyż mają teraz dwie matki, z których każda twierdzi, że chłopiec jest jej dzieckiem, i teraz trzeba zdecydować, której z nich je oddać. Wiedzą, że ich decyzja powinna się opierać na faktach – za takowy uznają zatem to, iż chłopiec nie reaguje na obecność Julii; w ich ujęciu wyklucza ją to jako matkę.

Czy ta decyzja była bezstronna, należy wątpić. Prasa już wtedy znała szczegóły z życia Julii i podawała je do wiadomości publicznej, jak na przykład to, że pierwsze jej dziecko umarło, drugie zostało oddane do adopcji, a los trzeciego jest, jak widać, niejasny. Może zostało komuś oddane albo po prostu umarło, a Julia, ze strachu przed konsekwencjami, uzgodniła już dawno tę wersję z Waltersem?

Również i fakt, że Julia Anderson jest niezamężna, bardzo negatywnie rzutuje na jej morale, a tym samym na wiarygodność; niektórzy dziennikarze dają nawet do zrozumienia, że zarabia na życie jako prostytutka.

Jednocześnie policja ma do wyboru Lessie, żonę zamożnego handlarza, matkę troskliwą i kochającą, która od ośmiu miesięcy cierpi po utracie syna.

Policja podejmuje decyzję na korzyść Dunbarów i oddaje im chłopca. Cały kraj obiega wieść o szczęśliwym zakończeniu sprawy Bobby’ego i „szczęśliwym powrocie do domu”. Gdy Dunbarowie wjeżdżają do Opelousas, niemal całe miasto wychodzi im na spotkanie.

Julia nie ma pieniędzy ani na prawnika, ani na dalszy pobyt w Poplarville, udaje się zatem w podróż powrotną do Karoliny Północnej.

Proces

William Walters siedzi w więzieniu i czeka na proces. Jego położenie jest bardzo złe, mężczyzna musi się liczyć z tym, że zostanie skazany na śmierć i stracony.

W Poplarville nie cichnie o sprawie. Na potrzeby procesu zbierane są zeznania świadków, i wielu mieszkańców zeznaje pod przysięgą, że oskarżony widywany był z dzieckiem już dawno, jeszcze przed zniknięciem Bobby’ego Dunbara.

Nie ma to jednak zasadniczego wpływu na wynik procesu: w 1914 roku William Walters zostaje skazany na dożywocie za porwanie Bobby’ego Dunbara.

Jego obrońcy składają jednak apelację, a stanowy sąd najwyższy zarządza ponowne rozpatrzenie sprawy. Walters zostaje zwolniony, gdyż, jak mówi dokumentacja, „pierwszy proces kosztował miasto tyle pieniędzy, prokuratorzy postanowili zamiast tego umorzyć sprawę” (3); mężczyzna wychodzi na wolność po dwóch latach pobytu w więzieniu. Powraca do swojego dawnego życia, stroi fortepiany i naprawia organy w wiejskich kościołach.

Śledztwo Margaret

Analiza dokumentów, które Margaret, wnuczka Bobby’ego Dunbara, otrzymała od ojca, to dla niej tylko początek pracy. Margaret zaczyna odwiedzać archiwa, biblioteki i sądy w małych miasteczkach na Południu. Dociera do obszernego zeznania złożonego pod przysięgą przez Julię Anderson – kobietę, która dotychczas była w jej wyobraźni jedynie pomocnicą porywacza Waltersa. W owym zeznaniu Julia podaje, że William Walters wyruszył w drogę wraz z jej synem Brucem w lutym 1912 roku; ona sama nie wyraziła zgody na zabranie dziecka na aż tak długi czas, ale chłopiec przepadał za Waltersem i poszedłby z nim wszędzie. Julia Anderson podkreśla, że Walters był zawsze bardzo dobry dla jej syna, że odnalezione dziecko to na pewno Bruce i że Walters nie jest porywaczem.

Margaret znajduje również list napisany przez samego Williama Waltersa zaledwie kilka dni po tym, jak został aresztowany i wtrącony do więzienia. List jest zaadresowany bezpośrednio do Percy’ego Dunbara, który właśnie zabrał chłopca ze sobą do domu:

„Dostaliście Bruce’a, ale ściągnęliście na siebie nieszczęście. Nie dano mi szansy, żeby wykazać prawdę, ale czuję, że macie wiedzę o tym, iż się mylicie. Jest bardzo prawdopodobne, że zostanę przez to stracony, ale jeśli tak się stanie, to będziecie odpowiadać przed Bogiem za to, co zrobiliście” (3).

W odbiorze Margaret słowa zarówno Julii Anderson, jak i Williama Waltersa, brzmią na wskroś prawdziwie. Jej własna rodzinna historia zaczyna powoli zmieniać swoje oblicze i kobieta wie, że nie zazna spokoju, dopóki nie rozwiąże wszystkich wątpliwości.

Potomkowie Julii Anderson

W 2000 roku Margaret organizuje zatem spotkanie z potomkami Julii Anderson. Na spotkaniu obecne są dzieci Julii, Hollis Rawls i Jewel Tarver (to najmłodsze z dzieci Julii, każde z nich jest już po osiemdziesiątce), obecna jest także córka Jewel, Linda.

Od dzieci Julii Margaret dowiaduje się wielu interesujących rzeczy, między innymi tego, że po odebraniu jej dziecka ich matka była kompletnie załamana. Mieszkańcy gminy wierzyli w jej prawdomówność i udzielili jej wsparcia jeszcze w trakcie procesu, po jego zakończeniu zaś pomogli jej się osiedlić w Poplarville. Julia wyszła za mąż i wydała na świat siedmioro dzieci. Odnalazła ukojenie w wierze, działała w miejscowym kościele, przez lata pracowała też jako pielęgniarka i położna. Hollis i Jewel podkreślają, że gdy ich matka żyła, zawsze opowiadała o dziecku, które jej odebrano – wspominała, jak Bruce wyglądał, nadmieniała, że zrobił to czy tamto. Nigdy go nie zapomniała, a wszystkie jej dzieci wychowywały się w przeświadczeniu, że mają starszego brata Bruce’a, który został im odebrany przez rodzinę Dunbarów z Opelousas. Dzieci Julii tłumaczą Margaret także i to, dlaczego matka, choćby po latach, nie podjęła żadnych kroków w celu odzyskania syna: powodem był mianowicie strach przed rodziną Dunbarów; Julia na każdym kroku podkreślała, że skoro w majestacie prawa wyrządzono jej taką krzywdę, to oznacza, że ta rodzina w razie jakiegoś sporu mogłabym im bardzo zaszkodzić. Julia nie miała także pieniędzy choćby na podróż do Luizjany, nie mówiąc już o wznowieniu sprawy sądowej.

Test DNA

Margaret powoli zaczyna sobie uświadamiać, że jej świat wywraca się do góry nogami – ona sama nie jest bowiem potomkiem Dunbarów z Opelousas, lecz zupełnie innej rodziny, a całe jej życie w jakimś sensie opiera się na kłamstwie. Teraz jeszcze potrzebne byłoby ostateczne potwierdzenie tego faktu, czyli wynik badań DNA.

Ta myśl przychodziła jej do głowy już wcześniej, ale Margaret natrafiła wtedy na niespodziewany opór ze strony swojej rodziny, która stanowczo sprzeciwiała się dalszemu „grzebaniu w tej historii”. Nie życzył sobie tego nawet ojciec Margaret, mimo że sam przecież przekazał córce dokumentację, od której wszystko się zaczęło.

Kobieta nie może się zdecydować na przeprowadzenie testu DNA wbrew woli wszystkich, zatem sprawa wciąż się odwleka. Jednakże w 2003 roku o badaniach Margaret dowiaduje się Allen Breed, dziennikarz Associated Press. Ku zaskoczeniu samej Margaret dziennikarzowi udaje się namówić jej ojca na poddanie się testowi. Prócz niego na test zgadza się David (syn Alonza, to jest brata Bobby’ego Dunbara). Teraz wyjaśni się, czy obydwaj mężczyźni faktycznie są kuzynami, czyli dziećmi dwóch braci.

„Ściągnęliście na siebie nieszczęście”

Prawda okazuje się wstrząsająca, mimo że Margaret mogła się tego spodziewać: mężczyźni nie są spokrewnieni. Przeprowadzony test stanowi więc nieodparty dowód na to, że „odzyskany” w 1913 roku chłopiec nie był synem Dunbarów. Dla Margaret znaczy to również, że jej dziadkowie żyli w kłamstwie – kobieta uważa bowiem, że Lessie i Percy zdawali sobie sprawę z tego, że znaleziony chłopiec jest dzieckiem innej kobiety. Ich egoizm był jednak na tyle silny, że liczyła się tylko ich chęć „odzyskania” Bobby’ego, choćby kosztem odebrania dziecka innej matce lub też śmierci niewinnego człowieka.

Po lekturze zdobytej dokumentacji Margaret wie, że Dunbarowie niedługo cieszyli się rodzinnym szczęściem. Rozstali się w 1920 roku, czyli siedem lat później; Lessie zostawiła swojego męża oraz drugiego syna, Alonza, i przeprowadziła się do Nowego Orleanu. Dokumenty rozwodowe mówią, że oskarżała Percy’ego o trwającą latami niewierność, wiadomo również, że w 1920 roku Percy pobił i dźgnął nożem mężczyznę podczas podróży na Florydę (było to dokładnie w ósmą rocznicę zniknięcia Bobby’ego). Trudno oprzeć się wrażeniu, że słowa Williama Waltersa z jego listu do Dunbarów okazały się prorocze…

Zresztą sam Bobby musiał coś wiedzieć. Wujek Margaret Gerald – i najmłodszy syn Bobby’ego Dunbara – opowiada teraz bratanicy, jak przed laty wracali całą rodziną do domu ze stanu Ohio i jechali przez Missisipi. Gerald miał wtedy około 13 lat, musiał to być więc rok 1963. Gdy przejeżdżali przez Poplarville, jego ojciec w pewnym momencie powiedział: „Tutaj mieszkają ludzie, którym mnie odebrano” (3).

Zadośćuczynienie

Wyniki testu DNA są wstrząsem także i dla ojca Margaret, reszta rodziny natomiast jest na nią obrażona i oskarża ją o to, że działała wbrew ich woli. Od tamtego czasu między Margaret i pozostałymi krewnymi nie ma żadnego kontaktu.

Wyniki pracy Margaret są zadośćuczynieniem zarówno dla potomków Julii, jak i Williama Waltersa, teraz bowiem oficjalnie wiadomo, że obydwoje mówili prawdę. Margaret przypuszcza, że „prawdziwy” Bobby Dunbar utopił się w jeziorze lub w mokradle i został pożarty przez aligatory.

W 2012 roku ukazuje się książka „A Case for Solomon: Bobby Dunbar and the Kidnapping That Haunted a Nation” (4) – Margaret napisała ją wspólnie z dziennikarką o nazwisku Tal McThenia.

Przypisy

(1) Oakland Tribune, 1.02.2004 (Allen G. Breed: Family continues search for Bobby Dunbar).

(2) Daily World, 17.08.2018 (Carola Lillie Hartley: The Bobby Dunbar kidnapping case leaves unanswered questions).

(3) This American Life, 14.03.2008 (Tal McThenia: The Ghost of Bobby Dunbar).

(4) Tal McThenia/ Maragaret Dubnar Cutright (2012): A Case for Solomon: Bobby Dunbar and the Kidnapping That Haunted a Nation. New York: Simon & Schuster.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

%d bloggers like this: