Joanna Piela mieszka wraz z rodziną w Zgorzelcu, przy ulicy Idzikowskiego. Zgorzelec to przygraniczne miasto, które leży w województwie dolnośląskim (a po stronie niemieckiej ma niejako swoją dalszą część, Görlitz). Joanna i jej mąż wiodą spokojne, uporządkowane życie małżonków z dorosłymi już dziećmi: jeden syn wyemigrował do Irlandii, drugi jest marynarzem i choć teoretycznie mieszka wraz z rodzicami, to w swoim domu bywa raczej gościem.
Jednakże w 2008 r. w życiu państwa Pielów zachodzi coś, co wywraca cały ich świat do góry nogami.
Jest początek sierpnia 2008 r. Dni są gorące. Joanna, wracając po pracy z domu, je obiad , szybko po nim sprząta i zaraz wsiada na rower, stara się bowiem jak najwięcej czasu spędzać w ruchu, na świeżym powietrzu.
Ten sierpniowy czas mija dość monotonnie i zupełnie zwyczajnie, ale pewnego dnia ma miejsce incydent, który Joannie od razu wyda się niepokojący.
Będąc w kuchni, kobieta otwiera szafkę z naczyniami – i jej wzrok pada na stojący na półce kubek. Naczynie to należy do jej starszego syna Piotra, którego nie ma w domu już od wielu dni. Kubek jest umyty, choć “od zawsze” panuje taki niepisany zwyczaj, że Joanna tylko wypłukuje go z fusów po kawie lub herbacie, a Piotr później myje go sobie sam. Nieważne przy tym, czy minęło parę godzin, czy parę tygodni – nikt poza Piotrem z kubka nie korzysta, on po prostu czeka sobie w szafce, aż jego właściciel umyje go przed kolejnym użyciem. Joanna patrzy wręcz z niedowierzaniem na czyściutki kubek. Kiedy go umyła?! Nawet tego nie pamięta; musiała to zrobić w ostatnich dniach – chwyciła go pewnie odruchowo i został umyty wraz z innymi naczyniami.
Joannę ogarnia nieprzyjemne uczucie. Podobne zdarzenie nie miało jeszcze nigdy miejsca. Czy to coś znaczy? Piotr przebywa obecnie gdzieś na Morzu Karaibskim na statku. Ona, matka, niedawno się z nim kontaktowała i wszystko było w porządku. Nie będzie mu chyba znowu zawracać głowy – nie powie przecież “Martwię się, bo niechcący umyłam twój kubek”.
28-letni Piotr jest marynarzem. To zawód, który kocha i o którym marzył od dziecka. Do realizacji tego marzenia dążył konsekwentnie: studiuje na Akademii Morskiej w Szczecinie i od kilku lat pływa na statkach handlowych.
Życie Piotra-marynarza to z reguły kilkunastotygodniowe rejsy przeplatane paroma tygodniami pobytów w domu. Obecnie młodego mężczyzny nie ma od 28 lipca: tego właśnie dnia ojciec zawiózł go do Węglińca, żeby Piotr mógł złapać pociąg do Szczecina; stamtąd poleciał samolotem do Amsterdamu, a z Amsterdamu do Brazylii (gdzie dokładnie, Joanna nawet nie wie). Jego statek, jednostka handlowa BBC Ecuador, wypłynął do USA w planowym terminie, tj. 30 lipca.
Joanna uznaje w końcu, że to wyłącznie przesądy są źródłem jej niepokoju. Owo uczucie to zresztą stopniowo słabnie, a po kilku dniach matka Piotra zupełnie zapomina o incydencie z kubkiem.
Telefon z samego rana
Mija kilka dni. Jest piątek, 15 sierpnia, Wniebowzięcie Najświętszej Maryi Panny, wolny od pracy dzień świąteczny.
Blog żyje!😵💫
Nareszcie 🙂
Hej Gosia! Super widziec, że wróciłaś do opisywania historii- nie mogłem się doczekać 🙂 co do zniknięcia Piotra, wydaje mi się że pójście w misjonarstwo jest dość prawdopodobne, choć nie można wykluczyć udziału osób drugich. Pozdrawiam.
Bardzo ciekawy i szczegółowy tekst.
Miło je znów widzieć! 🙂
Już chciałem wywalić stronę z zakładek, a tu jest!!! nowy post.
Dziękuję, ze wróciłaś, co kilka tygodni sprawdzałam, czy blog ożył 🙂
Tak długo czekałam!cieszę się że powróciłaś !